Usiadła na ławce przed
domem, myśląc co będzie dalej. Jasne było, że po tych wszystkich latach nie
chce wracać do Polski. Przecież niby po co miałaby tam znowu wracać? Spędziła
tam dzieciństwo, ale rozdział, który przeżyła w polskim kraju to przeszłość. Chciała
spełniać swoje marzenia za granicą. Jak wyglądałoby jej życie w stolicy? W
Polsce czekałaby na nią szara rzeczywistość, brak przyszłości. Właśnie z tego
powodu jej rodzice i ona zamieszkali w Niemczech. Tutaj w porównaniu do Polski,
ojciec Sylwii bez problemu odnalazł pracę. Nade wszystko kierowali się rozwojem
edukacyjnym córki, lepsza szkoła, lepsze perspektywy. Dziewczyna podjęła
ostateczną decyzję. Choćby matka chciała ją tam zaciągnąć siłą, ona się stąd nie
ruszy...
Tymczasem usłyszała donośny stukot obcasów. To była jej matka…
Tymczasem usłyszała donośny stukot obcasów. To była jej matka…
- Sylwuniu, posłuchaj
mnie... Wiem, że rozwód rodziców to dla dziecka ogromny cios, ale naprawdę tak
będzie dla nas najlepiej... - brunetka odruchowo się podniosła.
- Dla nas? Przecież ty
nigdy nie liczyłaś się z moimi uczuciami! Nie wiesz, co ja czuję. Nawet nie wiesz
jak bardzo mnie w tym momencie ranisz. Czy ty kiedykolwiek zapytałaś mnie o
zdanie? - zaczęła krzyczeć, a z jej oczu zaczęły kapać pojedyncze łzy.
- Kochanie, nie rozumiem
co ty do mnie mówisz... Ale... - odparła zdezorientowana matka.
- Zawsze traktowaliście
mnie jak małą dziewczynkę, jednak teraz jestem już prawie dorosła. Mam swój rozum
i nie będziesz decydować o mojej przyszłości. Czy ci się podoba, czy nie, ja
zostaję tutaj. - przerwała matce. Zachowujesz się jakbyś w ogóle nie miała
uczuć. Przestańcie traktować mnie jak dziecko! - rzuciła na odchodne, wracając
do swojego pokoju, tym samym zostawiając zapłakaną matkę samą. Bolały ją
wszystkie słowa córki. Nie chciała być złą matką, kochała Sylwię nad życie.
Przed narodzinami nastolatki nie znała słowa szczęście, jej byt nie miał
najmniejszego sensu. Jej świat nabrał barw, kiedy po raz pierwszy na sali
porodowej, ujrzała małą istotką, dzięki której poczuła, że ma dla kogo żyć. Być
może teraz czuje, że popełniła gdzieś błąd. Może to tylko dla niej, powrót
byłby najlepszym wyjściem. Po dwudziestu latach małżeństwa chce je bezpowrotnie
zakończyć. Jej zachowanie można wytłumaczyć w jeden sposób, zaślepiona swoimi
problemami małżeńskimi, zaniedbała relacje z własnym dzieckiem. Zachowała się
samolubnie, ale czy zdoła to naprawić?
***
Po raz kolejny obudził się z nieustającym bólem głowy. Swoje kroki skierował do kuchni, gdzie wziął do ręki leżący na blacie kuchennym telefon. Wybrał wcześniej wyszukany numer na lotnisko i zamówił lot. Wczoraj jak zwykle o tej samej porze zadzwonił do Sylwii. W jej głosie od razu poczuł smutek i przygnębienie. Przez telefon nie chciała z nim rozmawiać, w ogóle nie była za rozmowna. Jako, że jest jej chłopakiem i bardzo ją kocha, za wszelką cenę będzie starał się jej pomóc i na każdym kroku wspierać. Z racji tego, że drużyna ma wolne od treningów, postanowił pojechać do Dortmundu i odwiedzić swoją dziewczynę...
Tydzień później po powrocie do Moenchengladbach, Marco postanowił, że nie będzie dłużej zwlekać z czasem i uda się do lekarza. Właśnie dzisiaj miał odebrać wyniki badań, które stwierdzą, co tak naprawdę mu dolega.
Siedział na poczekalni i wyczekiwał na swoją kolej. Miał nadzieję, że jego problemy zdrowotne związane są jedynie ze zwykłym osłabieniem organizmu. Chciał wreszcie poprosić specjalistę o leki, które w końcu zaczną działać. Lekarstwa bez recepty nie przynosiły żadnej poprawy. Po kilku minutach został wezwany do gabinetu.
- Dzień dobry. - wszedł niepewnym krokiem.
- Witam. Pan Reus jak się nie mylę? - piłkarz skinął głową. - Proszę usiąść. - lekarz wskazał na krzesło.
- Dziękuję. - odparł, siadając na wyznaczone miejsce.
- Mam już wyniki serii pańskich badań. W końcu mogę postawić precyzyjną diagnozę. - nabrał powietrza do płuc. - A więc... Nie mam dla pana dobrych wieści...
Na te słowa serce piłkarza zaczęło bić jak oszalałe.
- To znaczy na co jestem chory? - zapytał przestraszony.
- Układowy toczeń trzewny. To bardzo poważna choroba, niekiedy śmiertelna. To tak jakby pańskie ciało usiłowało popełnić samobójstwo.
Marco nie mógł w to uwierzyć. Wszystko co mówił lekarz brzmiało jak najgorszy sen jego życia. Niestety to nie był tylko sen. To okrutna rzeczywistość...
- Czy istnieje jakiś sposób leczenia?
- Jedyną nadzieją jest eksperymentalna terapia w Stanach Zjednoczonych. Choroby układu autoimmunologicznego są chorobami występującymi bardzo rzadko. Niedawno słyszałem o teście klinicznym nowych leków w Los Angeles. Jest szansa, ale musi pan jak najszybciej rozpocząć terapię.
- Jak długo? - to jedyne słowa jakie był w stanie wydusić.
- Leczenie trwa od czterech do nawet sześciu miesięcy.
Diagnoza lekarza była dla piłkarza wyrokiem. Miał tyle planów, chciał rozwijać swoją karierę piłkarską, a co najważniejsze chciał być z Sylwią. Przecież, kiedy powie jej o chorobie zniszczy jej życie... Zadecydował, że nie może jej o tym powiedzieć. To zrujnowałoby jej przyszłość, marzenia.
'' Nigdy nie byłem pewny swych uczuć. Teraz już wiem, że odnalazłem prawdziwą miłość. Czy szczęście nie jest mi dane?
Czy nie zasłużyłem na nie?
Kiedy wszystko wraca do normy, kiedy w końcu czuję, że mam dla kogo żyć, tracę to wszystko. To co kocham, to na czym mi zależy. Tracę grunt pod nogami.
To cholerne coś, coś co niszczy mój organizm od środka, zaburza harmonię mego życia. Mój organizm powoli się wyniszcza ,samodzielnie atakuje moje ciało i wszystkie narządy. Działa przeciwko mnie.
Ta choroba jest nieobliczalna. Jeżeli nie dam rady, stracę nie tylko miłość i karierę, ale nawet ... życie."
Na początku chciałabym was bardzo mocno przeprosić, że przez tak długi okres czasu nie dodawałam żadnego rozdziału. Tak naprawdę rozdział 13 skończyłam właśnie teraz. Kiedy siadałam do pisania, za nic nie mogłam dokończyć go do końca. A to brak czasu, a to brak weny i tak na zmianę. Ten rozdział chyba jest najdłuższym jaki kiedykolwiek napisałam. Nie wiem czy ktoś jeszcze będzie chciał czytać to opowiadanie, bo nie tylko zawaliłam pisanie, ale także i komentowanie. Naprawdę przez szkołę nie mam czasu wolnego, ledwo co wyrabiam się z wszystkimi lekcjami, napisanie jakiekolwiek rozdziału kosztuję mnie kilka godzin, a nawet kilka dni. Mam ogromne zaległości u was, lecz postaram się stopniowo nadrabiać wasze blogi. Jeżeli nadal chcecie czytać moje wypociny to błagam was o jakiś znak, że mogę jeszcze na was liczyć. To dla mnie bardzo ważne, bo bez was moje pisanie nie ma sensu. Kolejne rozdziały będą już krótkie, ponieważ tym rozdziałem, chciałam odkupić swoje winy spowodowane długą nieobecnością.
Pozdrawiam serdecznie, Sylwia :*
+ chciałabym Wam serdecznie polecić bloga pewnej wspaniałej pisarki, która ma ogromny talent. Jej opowiadanie jest nieziemskie! Czytajcie, bo naprawdę warto!
http://borussia-champions.blogspot.com
Po godzinnym opóźnieniu
doleciał na miejsce. Sylwia już na niego czekała. Siedziała ze spuszczoną
głową, tępo wpatrując się w wyświetlacz telefonu. W jej oczach można było
dostrzec ogólne rozbicie i rozczarowanie. Prawdopodobnie myślała, że chłopak
się już nie zjawi, kiedy poczuła subtelny dotyk dłoni na swoim karku, jej
nadzieja odrodziła się na nowo. Na jej twarzy momentalnie zagościł promienny
uśmiech. Tak bardzo za nim tęskniła. Z każdym dniem ich miłość stawała się coraz silniejsza i to
właśnie tęsknota pogłębiała ich związek , to uczucie kiedy uświadamiasz sobie
jak bardzo brakuje ci tej drugiej połówki. Największą nagrodą tego bolesnego
cierpienia jest widok uśmiechniętej osoby, która bez przerwy zaprząta twoje
myśli. Codzienne rozmowy telefoniczne nie oddadzą całej atmosfery, którą
doświadczamy przy spotkaniu twarzą w twarz.
Kiedy po długim
oczekiwaniu, spotykasz osobę, do której usychasz z tęsknoty, jeszcze bardziej
doceniasz jej obecność…
Przez kilka minut żadne z
nich nie odezwało się ani słowem. Usiadł obok dziewczyny, wpatrując się w jej
błękitne jak zburzony ocean tęczówki. Była szczęśliwa, że po tak długiej rozłące,
jej ból zostanie ukojony.
- Tęskniłaś chociaż troszkę?
– zapytał lekko ściskając jej dłoń.
- Troszkę? Co to za pytanie?
Umierałam z tęsknoty.
- Nawet nie wiesz jak
bardzo mi ciebie brakowało. – delikatnie dotknął jej rozgrzanego policzka.
Przysunął się jeszcze
bliżej, zmniejszając dzielącą odległość ich ciał, po czym złożył na jej ustach namiętny, pełen
miłości pocałunek.
- Spełniasz moje marzenia.
– wyznała tuląc piłkarza.
- Kruszynko, to ty jesteś
moim marzeniem. Nie mogłem zostawić cię samej z problemami.
- Jeszcze do niedawna tak
się kochali… A teraz nie ma dnia, żeby się nie kłócili… A w dodatku wymysł
matki o przeprowadzce do Polski… Ja już naprawdę nie mam na nich siły…
- Wiesz, chciałbym ci pomóc. Na pewno istnieje jakieś wyjście z tej całej sytuacji. Ludzie tak bez powodu
się nie rozstają. Musi istnieć przyczyna, która zadecydowała o rozpadzie ich małżeństwa.
Może jest jeszcze szansa, że dojdą do porozumienia. Z tego co mi opowiadałaś,
bardzo
wiele razem przeżyli. Wieloletnie uczucie nie wygasa tak po prostu.
- Nie dopuszczę do tego
rozwodu… Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ich uczucia na nowo odżyły... Stare
wspomnienia, to klucz do rozwiązania ich kryzysu. Spędzili razem połowę swojego
życia, nie można tego zmarnować. Dziękuję ci za pomoc. Jesteś naprawdę cudowny.
Cieszę się, że mam cię tu obok. – cmoknęła chłopaka w policzek.
-Nie zrobiłem nic specjalnego,
ale serce się raduje, widząc twój długo wyczekiwany uśmiech.
Obiecaj mi, że nie będziesz już smutna. – odruchowo uniosła
kąciki ust.
– Pamiętaj jestem wrażliwy, jeżeli uronisz choć jedną łzę, będę płakał razem z tobą.
– Pamiętaj jestem wrażliwy, jeżeli uronisz choć jedną łzę, będę płakał razem z tobą.
Nagle usłyszeli głośne wibracje dochodzące z torebki dziewczyny. Dostała SMS’a od stęsknionego Thomasa. Okazało
się, że przyjaciel zaprasza dziewczynę na pierwszy zagraniczny koncert jego
zespołu w Londynie. Z jednej strony rozpierała ją duma, że Thomas spełnia
wyznaczone sobie cele, rozwijając karierę. Wspierała go na każdym kroku,
jeździła na każdy koncert, ale z drugiej strony ostatni wolny czas wakacji
chciała spędzić tylko z Marco…
- Coś się stało? – zapytał
zaniepokojony piłkarz.
- Chłopaki nareszcie dostali propozycję koncertu w Londynie. Jutro mają występ. - oznajmiła uradowana.
- Oo widzę, że chłopaki się rozkręcają. Może potrzebują jakiegoś fan clubu. Co byś powiedziała na małą wycieczkę do stolicy Anglii. Byłaś kiedyś w Londynie?
- Od dziecka o tym marzyłam...
- Niesamowite miasto! Pełne życia, zawsze się coś dzieje.
Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko?
- Powiem im, że będę z Thomasem, zgodzą się bez problemu. Ufają mu bezgranicznie. Wiedzą, że przy nim zawsze jestem bezpieczna... Marco, muszę powiedzieć ci coś jeszcze... Jak już ci mówiłam rozmawiałam z ojcem na twój temat... Nie popiera naszego związku... Czasami dochodzę do wniosku, że mama ma co do niego rację... Ojciec stał się nieczuły z niewiadomych przyczyn... To bez sensu oceniać kogoś, kogo się nie zna...
- A może jednak coś w tym jest? Twój tata ma wątpliwości, bo może zasługujesz na kogoś lepszego niż ja, kogoś wyjątkowego. Nie jestem idealny, ale wiem, że jesteś moim największym skarbem, a moje serce należy tylko do ciebie, co więcej zostanie twoje na zawsze.
- Masz takie dobre serduszko, mój kochany. Mój tata może krytykować ile chce, mnie to nie interesuję. Proszę cię nie gadaj już więcej głupot, dla mnie jesteś ideałem. Najważniejsze, że ja wiem jaki jesteś naprawdę. Nic więcej do szczęścia nie potrzebuje. Bądź przy mnie, a będę czuła się jak w raju...
- A może jednak coś w tym jest? Twój tata ma wątpliwości, bo może zasługujesz na kogoś lepszego niż ja, kogoś wyjątkowego. Nie jestem idealny, ale wiem, że jesteś moim największym skarbem, a moje serce należy tylko do ciebie, co więcej zostanie twoje na zawsze.
- Masz takie dobre serduszko, mój kochany. Mój tata może krytykować ile chce, mnie to nie interesuję. Proszę cię nie gadaj już więcej głupot, dla mnie jesteś ideałem. Najważniejsze, że ja wiem jaki jesteś naprawdę. Nic więcej do szczęścia nie potrzebuje. Bądź przy mnie, a będę czuła się jak w raju...
- Kiedy mnie pozna, udowodnię mu, że zasługuje na twoją miłość. Może uda mi się przełamać stereotyp piłkarza. Pewnie z tego względu mnie ocenia. Niestety takie jest życie i trzeba się z tym pogodzić.
- Nie psujmy sobie humoru i nie mówmy już o tym... Proszę cię teraz o jedno, zabierz mnie stąd wreszcie...
***
Następny słoneczny poranek Sylwia i Marco spędzali w jednym z londyńskich hoteli. Wczoraj wczesnym wieczorem dolecieli na miejsce. Nastolatka nie poinformowała rodziców bezpośrednio o swoim wyjeździe. Zostawiła im jedynie kartkę z wyjaśnieniami. Miała nadzieję, że rodzice nie potraktują jej podróży jako ucieczki przed problemami...
- Marco, długo jeszcze będziesz siedzieć w tej łazience? - zapytała zniecierpliwiona brunetka.
- Już wychodzę, jeszcze chwilka. - odparł wykonując powolne ruchy maszynką po prawym odcinku twarzy.
Dokładnie obmył twarz z nadmiaru pianki do golenia, po czym zauważył, że na całym zlewie pojawiła się krew. To był znowu ten okropny krwotok z nosa. Marco coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie może lekceważyć swoich dolegliwości. Jego stan fizyczny pogarsza się z każdym kolejnym dniem. Wiedział, że wizyta u lekarza będzie nieunikniona. Zmył z umywalki czerwoną substancję, aby jego ukochana o niczym się nie dowiedziała. Nie chciał dawać jej kolejnych powodów do zmartwień.
- Tylko pośpiesz się, bo mamy zaledwie trzy godziny na zwiedzanie - usiadła na krawędzi dokładnie posłanego łóżka.
Nastolatka postanowiła cierpliwie czekać, aż jej chłopak wyjdzie. Wyjęła z walizki miętową sukienkę na ramiączka, a do tego założyła jasnokremowe buty na dziesięciocentymetrowym obcasie. Włosy zostawiła jak zwykle rozpuszczone, Marco zawsze uwielbiał się nimi bawić.
- Jestem gotowy. - wyszedł z łazienki. - O matko! - zamurowało go.
- Co się stało? - dziewczyna momentalnie podniosła się z łóżka, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała.
- Ale ty ślicznie wyglądasz! Jesteś taka piękna! - podszedł do niej i przyciągnął do siebie.
- Dobra przystojniaku. Nie słódź! - pocałowała go w czółko.
- A może dostanę coś więcej?
Chciała odpowiedzieć, ale zanim zdążyła się odezwać on wpił się w jej usta.
- Ej, nie obiecałeś mi przypadkiem pokazać Londynu? - zapytała odklejając się od ust chłopaka.
- Dobra, dobra już idziemy... Jeżeli obiecałem to muszę spełnić swą obietnicę, ale to co zaczęliśmy mam nadzieję, że dokończymy. - z kwaśną miną złapał dziewczynę za rękę, prowadząc w stronę drzwi.
- Skarbie, nie smutaj, noc jeszcze młoda.
- Czasami trudno mi uwierzyć, że jestem takim szczęściarzem. - zaczął się szczerzyć i po raz kolejny obdarował dziewczynę namiętnym całusem...
Piętnaście minut później wyszli z hotelu. Ich głównym i zarazem pierwszym celem był London Eye. Marco uznał, że nastolatka musi ujrzeć to miasto z góry. Rzeczywiście widoki były niesamowite. Sylwia była zachwycona, że w końcu jej marzenia się spełniają. Pomimo problemów rodzinnych czuję, że nic do szczęścia jej nie potrzeba. Wystarczy, że piłkarz będzie obok, a przy nim wszystkie kłopoty znikają. Wtedy liczy się tylko on i ona, dwoje zakochanych, którzy nie widzą świata poza sobą.
- Marco? Powiedz mi szczerze. Zastanawiałeś co będzie z nami dalej? - dziewczyna popatrzyła w oczy piłkarza.
- Wiesz o czym tak naprawdę marzę? Abyś codziennie była blisko mnie. Pragnę każdego dnia budzić się i zasypiać przy tobie. Chciałbym móc cię uszczęśliwić, aby zawsze na twej twarzy widniał ten uroczy uśmiech, którym właśnie mnie obdarowujesz. - zarumieniła się.
- Obym tylko przeżyła te trzy lata liceum... - ciężko westchnęła
- Nie wiem jak ty, ale moja wizja jest taka, skończysz szkołę średnią, a potem wyjedziemy gdzieś za granicę. Ty podejmiesz studia, a ja dalej będę rozwijał się piłkarską. Zamieszkamy razem i dalej będziemy szczęśliwi, jednak jeszcze bardziej, a dlaczego? Bo w końcu... tęsknota będzie nam obca...
- Podobają mi się twoje plany, nawet bardzo. Wystarczy tylko czekać, aż zleci czas. Pocieszeniem jest to, że płynie nieubłagalnie szybko.
- Wytrzymamy to, zobaczysz. A później już na zawsze razem. Tylko ty i ja. - objął dziewczynę w pasie i z całych sił wtulił się w jej drobne ciało.
Po zejściu na ziemię, pech sprawił, że pogoda popsuła się i zaczął padać ulewny deszcz. Oboje jak najszybciej schowali się w pobliskiej kawiarni, tam odczekali rzęsistą ulewę. Kiedy przestało padać, wyszli ze schronienia i ruszyli w stronę centrum. Zwiedzili kilka naprawdę interesujących miejsc, następnie z powodu późnej godziny udali się do klubu, gdzie chłopaki mieli zagrać koncert...
Około dwunastej w nocy Sylwia i Marco pożegnali cały zespół i postanowili wrócić do hotelu...
Idąc ciemną uliczką londyńskiego parku, zza krzaków wyleciał podejrzany, zamaskowany typ. Niestety dwójka zakochanych nie zauważyła nadchodzącego mężczyzny. Brunet wyrwał z rąk nastolatki skórzaną torebkę, następnie w mgnieniu oka rozpoczął ucieczkę. Marco bez zastanowienia zaczął gonić złodzieja. Bandyta nie miał szans z piłkarzem, blondyn zatrzymał zbira łapiąc go za kaptur kurtki.
Rozpętała się niebezpieczna szarpanina. Reus odzyskał torebkę, lecz na sam koniec otrzymał potężny cios w twarz. Przestraszony złodziej bojąc się uszczerbku na swoim zdrowiu, stchórzył znikając w ciemnych uliczkach opuszczonej dzielnicy. Ranny Marco nie zamierzał udawać się w kolejny pościg...
Tymczasem Sylwia nie wiedziała co robić. Chciała jak najszybciej wezwać policję, jednak jej komórka także została skradziona. Ulica na której się znajdowała była całkiem pusta, nastolatka nie znalazła ani jednej żywej duszy, która mogłaby jej pomóc. Przeraźliwie bała się o swojego chłopaka, że chcąc ratować rzecz materialną, może znaleźć się w grożącym życiu niebezpieczeństwie.
Na szczęście odetchnęła z ulgą, po kilku minutach ujrzała w oddali zamazaną sylwetkę, która wolnym krokiem zbliżała się w jej stronę. Od razu rozpoznała, że to wracający do niej piłkarz.
Ruszyła w jego stronę, rzucając mu się na szyję.
- Marco, nie rób tego więcej. Przecież mogło coś ci się stać. - oznajmiła, całując chłopaka.
- Nic mi nie jest. - odparł dotykając policzek nastolatki - To wszystko dla ciebie skarbie.
- O matko! Masz rozcięty łuk brwiowy. - dopiero teraz spostrzegła krew na jego twarzy.
- Mówiłem już, że nic się nie dzieje.
- Musimy jak najszybciej wrócić do hotelu. Trzeba to opatrzeć. - wyznała tamując ranę chusteczką.
- Dobrze, kochanie. Tylko się nie martw.
Na całe szczęście ich nocleg był już niedaleko. Sylwia wzięła chłopaka pod rękę i nieśpiesznym krokiem dotarli do celu.
Tam dziewczyna pędem wpadła do łazienki, łapiąc za pierwszą lepszą apteczkę. Chłopak natomiast podpierając się łokciami leżał na łóżku...
- Już mam. - usiadła obok piłkarza. - Teraz uważaj, bo będzie trochę piekło. - ulała odrobinę wody utlenionej na gazik, dotykając nim ranę blondyna.
- Auć... To szczypie... Sss... - zaczął syczeć z bólu.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz przestanie piec. - pocieszała chłopaka, naklejając na uszkodzone miejsce mały plasterek.
- Jak mnie pocałujesz to nie będę już cierpiał. - spełniła jego prośbę. - Mmm, od razu lepiej się czuję. Jesteś dla mnie najlepszym lekarstwem.
- Jak już z tobą lepiej. To szoruj pod prysznic.
- Ale zaczekasz na mnie?
- No jasne, przecież sama muszę się wykąpać.
- Tylko nie zaśnij.
Kiedy chłopak się umył, do łazienki weszła dziewczyna. Oczywiście, jej prysznic trwał znacznie dłużej niż chłopaka. Brunetka nabalsamowała całe ciało olejkiem kokosowym, po czym nałożyła koronkową czerwoną piżamę. Uśmiechnęła się do lustra, poprawiając jeszcze fryzurę i wyszła. Po chwili na jej twarzy pojawiło się lekkie rozczarowanie, gdyż ujrzała śpiącego Marco z książką w ręku. Pewien okres stała, przyglądając się jak wygląda jej ukochany, gdy śpi. Następnie w delikatny sposób wyrwała lekturę z objęć piłkarza, położyła ją na drewnianej szafce nocnej, a sama wpakowała się w ciepłe posłanie. Złożyła na ustach chłopaka słodki pocałunek oraz po raz kolejny wyznała swoje uczucie...
- Jestem gotowy. - wyszedł z łazienki. - O matko! - zamurowało go.
- Co się stało? - dziewczyna momentalnie podniosła się z łóżka, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała.
- Ale ty ślicznie wyglądasz! Jesteś taka piękna! - podszedł do niej i przyciągnął do siebie.
- Dobra przystojniaku. Nie słódź! - pocałowała go w czółko.
- A może dostanę coś więcej?
Chciała odpowiedzieć, ale zanim zdążyła się odezwać on wpił się w jej usta.
- Ej, nie obiecałeś mi przypadkiem pokazać Londynu? - zapytała odklejając się od ust chłopaka.
- Dobra, dobra już idziemy... Jeżeli obiecałem to muszę spełnić swą obietnicę, ale to co zaczęliśmy mam nadzieję, że dokończymy. - z kwaśną miną złapał dziewczynę za rękę, prowadząc w stronę drzwi.
- Skarbie, nie smutaj, noc jeszcze młoda.
- Czasami trudno mi uwierzyć, że jestem takim szczęściarzem. - zaczął się szczerzyć i po raz kolejny obdarował dziewczynę namiętnym całusem...
Piętnaście minut później wyszli z hotelu. Ich głównym i zarazem pierwszym celem był London Eye. Marco uznał, że nastolatka musi ujrzeć to miasto z góry. Rzeczywiście widoki były niesamowite. Sylwia była zachwycona, że w końcu jej marzenia się spełniają. Pomimo problemów rodzinnych czuję, że nic do szczęścia jej nie potrzeba. Wystarczy, że piłkarz będzie obok, a przy nim wszystkie kłopoty znikają. Wtedy liczy się tylko on i ona, dwoje zakochanych, którzy nie widzą świata poza sobą.
- Marco? Powiedz mi szczerze. Zastanawiałeś co będzie z nami dalej? - dziewczyna popatrzyła w oczy piłkarza.
- Wiesz o czym tak naprawdę marzę? Abyś codziennie była blisko mnie. Pragnę każdego dnia budzić się i zasypiać przy tobie. Chciałbym móc cię uszczęśliwić, aby zawsze na twej twarzy widniał ten uroczy uśmiech, którym właśnie mnie obdarowujesz. - zarumieniła się.
- Obym tylko przeżyła te trzy lata liceum... - ciężko westchnęła
- Nie wiem jak ty, ale moja wizja jest taka, skończysz szkołę średnią, a potem wyjedziemy gdzieś za granicę. Ty podejmiesz studia, a ja dalej będę rozwijał się piłkarską. Zamieszkamy razem i dalej będziemy szczęśliwi, jednak jeszcze bardziej, a dlaczego? Bo w końcu... tęsknota będzie nam obca...
- Podobają mi się twoje plany, nawet bardzo. Wystarczy tylko czekać, aż zleci czas. Pocieszeniem jest to, że płynie nieubłagalnie szybko.
- Wytrzymamy to, zobaczysz. A później już na zawsze razem. Tylko ty i ja. - objął dziewczynę w pasie i z całych sił wtulił się w jej drobne ciało.
Po zejściu na ziemię, pech sprawił, że pogoda popsuła się i zaczął padać ulewny deszcz. Oboje jak najszybciej schowali się w pobliskiej kawiarni, tam odczekali rzęsistą ulewę. Kiedy przestało padać, wyszli ze schronienia i ruszyli w stronę centrum. Zwiedzili kilka naprawdę interesujących miejsc, następnie z powodu późnej godziny udali się do klubu, gdzie chłopaki mieli zagrać koncert...
Około dwunastej w nocy Sylwia i Marco pożegnali cały zespół i postanowili wrócić do hotelu...
Idąc ciemną uliczką londyńskiego parku, zza krzaków wyleciał podejrzany, zamaskowany typ. Niestety dwójka zakochanych nie zauważyła nadchodzącego mężczyzny. Brunet wyrwał z rąk nastolatki skórzaną torebkę, następnie w mgnieniu oka rozpoczął ucieczkę. Marco bez zastanowienia zaczął gonić złodzieja. Bandyta nie miał szans z piłkarzem, blondyn zatrzymał zbira łapiąc go za kaptur kurtki.
Rozpętała się niebezpieczna szarpanina. Reus odzyskał torebkę, lecz na sam koniec otrzymał potężny cios w twarz. Przestraszony złodziej bojąc się uszczerbku na swoim zdrowiu, stchórzył znikając w ciemnych uliczkach opuszczonej dzielnicy. Ranny Marco nie zamierzał udawać się w kolejny pościg...
Tymczasem Sylwia nie wiedziała co robić. Chciała jak najszybciej wezwać policję, jednak jej komórka także została skradziona. Ulica na której się znajdowała była całkiem pusta, nastolatka nie znalazła ani jednej żywej duszy, która mogłaby jej pomóc. Przeraźliwie bała się o swojego chłopaka, że chcąc ratować rzecz materialną, może znaleźć się w grożącym życiu niebezpieczeństwie.
Na szczęście odetchnęła z ulgą, po kilku minutach ujrzała w oddali zamazaną sylwetkę, która wolnym krokiem zbliżała się w jej stronę. Od razu rozpoznała, że to wracający do niej piłkarz.
Ruszyła w jego stronę, rzucając mu się na szyję.
- Marco, nie rób tego więcej. Przecież mogło coś ci się stać. - oznajmiła, całując chłopaka.
- Nic mi nie jest. - odparł dotykając policzek nastolatki - To wszystko dla ciebie skarbie.
- O matko! Masz rozcięty łuk brwiowy. - dopiero teraz spostrzegła krew na jego twarzy.
- Mówiłem już, że nic się nie dzieje.
- Musimy jak najszybciej wrócić do hotelu. Trzeba to opatrzeć. - wyznała tamując ranę chusteczką.
- Dobrze, kochanie. Tylko się nie martw.
Na całe szczęście ich nocleg był już niedaleko. Sylwia wzięła chłopaka pod rękę i nieśpiesznym krokiem dotarli do celu.
Tam dziewczyna pędem wpadła do łazienki, łapiąc za pierwszą lepszą apteczkę. Chłopak natomiast podpierając się łokciami leżał na łóżku...
- Już mam. - usiadła obok piłkarza. - Teraz uważaj, bo będzie trochę piekło. - ulała odrobinę wody utlenionej na gazik, dotykając nim ranę blondyna.
- Auć... To szczypie... Sss... - zaczął syczeć z bólu.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz przestanie piec. - pocieszała chłopaka, naklejając na uszkodzone miejsce mały plasterek.
- Jak mnie pocałujesz to nie będę już cierpiał. - spełniła jego prośbę. - Mmm, od razu lepiej się czuję. Jesteś dla mnie najlepszym lekarstwem.
- Jak już z tobą lepiej. To szoruj pod prysznic.
- Ale zaczekasz na mnie?
- No jasne, przecież sama muszę się wykąpać.
- Tylko nie zaśnij.
Kiedy chłopak się umył, do łazienki weszła dziewczyna. Oczywiście, jej prysznic trwał znacznie dłużej niż chłopaka. Brunetka nabalsamowała całe ciało olejkiem kokosowym, po czym nałożyła koronkową czerwoną piżamę. Uśmiechnęła się do lustra, poprawiając jeszcze fryzurę i wyszła. Po chwili na jej twarzy pojawiło się lekkie rozczarowanie, gdyż ujrzała śpiącego Marco z książką w ręku. Pewien okres stała, przyglądając się jak wygląda jej ukochany, gdy śpi. Następnie w delikatny sposób wyrwała lekturę z objęć piłkarza, położyła ją na drewnianej szafce nocnej, a sama wpakowała się w ciepłe posłanie. Złożyła na ustach chłopaka słodki pocałunek oraz po raz kolejny wyznała swoje uczucie...
***
Tydzień później po powrocie do Moenchengladbach, Marco postanowił, że nie będzie dłużej zwlekać z czasem i uda się do lekarza. Właśnie dzisiaj miał odebrać wyniki badań, które stwierdzą, co tak naprawdę mu dolega.
Siedział na poczekalni i wyczekiwał na swoją kolej. Miał nadzieję, że jego problemy zdrowotne związane są jedynie ze zwykłym osłabieniem organizmu. Chciał wreszcie poprosić specjalistę o leki, które w końcu zaczną działać. Lekarstwa bez recepty nie przynosiły żadnej poprawy. Po kilku minutach został wezwany do gabinetu.
- Dzień dobry. - wszedł niepewnym krokiem.
- Witam. Pan Reus jak się nie mylę? - piłkarz skinął głową. - Proszę usiąść. - lekarz wskazał na krzesło.
- Dziękuję. - odparł, siadając na wyznaczone miejsce.
- Mam już wyniki serii pańskich badań. W końcu mogę postawić precyzyjną diagnozę. - nabrał powietrza do płuc. - A więc... Nie mam dla pana dobrych wieści...
Na te słowa serce piłkarza zaczęło bić jak oszalałe.
- To znaczy na co jestem chory? - zapytał przestraszony.
- Układowy toczeń trzewny. To bardzo poważna choroba, niekiedy śmiertelna. To tak jakby pańskie ciało usiłowało popełnić samobójstwo.
Marco nie mógł w to uwierzyć. Wszystko co mówił lekarz brzmiało jak najgorszy sen jego życia. Niestety to nie był tylko sen. To okrutna rzeczywistość...
- Czy istnieje jakiś sposób leczenia?
- Jedyną nadzieją jest eksperymentalna terapia w Stanach Zjednoczonych. Choroby układu autoimmunologicznego są chorobami występującymi bardzo rzadko. Niedawno słyszałem o teście klinicznym nowych leków w Los Angeles. Jest szansa, ale musi pan jak najszybciej rozpocząć terapię.
- Jak długo? - to jedyne słowa jakie był w stanie wydusić.
- Leczenie trwa od czterech do nawet sześciu miesięcy.
Diagnoza lekarza była dla piłkarza wyrokiem. Miał tyle planów, chciał rozwijać swoją karierę piłkarską, a co najważniejsze chciał być z Sylwią. Przecież, kiedy powie jej o chorobie zniszczy jej życie... Zadecydował, że nie może jej o tym powiedzieć. To zrujnowałoby jej przyszłość, marzenia.
'' Nigdy nie byłem pewny swych uczuć. Teraz już wiem, że odnalazłem prawdziwą miłość. Czy szczęście nie jest mi dane?
Czy nie zasłużyłem na nie?
Kiedy wszystko wraca do normy, kiedy w końcu czuję, że mam dla kogo żyć, tracę to wszystko. To co kocham, to na czym mi zależy. Tracę grunt pod nogami.
To cholerne coś, coś co niszczy mój organizm od środka, zaburza harmonię mego życia. Mój organizm powoli się wyniszcza ,samodzielnie atakuje moje ciało i wszystkie narządy. Działa przeciwko mnie.
Ta choroba jest nieobliczalna. Jeżeli nie dam rady, stracę nie tylko miłość i karierę, ale nawet ... życie."
Na początku chciałabym was bardzo mocno przeprosić, że przez tak długi okres czasu nie dodawałam żadnego rozdziału. Tak naprawdę rozdział 13 skończyłam właśnie teraz. Kiedy siadałam do pisania, za nic nie mogłam dokończyć go do końca. A to brak czasu, a to brak weny i tak na zmianę. Ten rozdział chyba jest najdłuższym jaki kiedykolwiek napisałam. Nie wiem czy ktoś jeszcze będzie chciał czytać to opowiadanie, bo nie tylko zawaliłam pisanie, ale także i komentowanie. Naprawdę przez szkołę nie mam czasu wolnego, ledwo co wyrabiam się z wszystkimi lekcjami, napisanie jakiekolwiek rozdziału kosztuję mnie kilka godzin, a nawet kilka dni. Mam ogromne zaległości u was, lecz postaram się stopniowo nadrabiać wasze blogi. Jeżeli nadal chcecie czytać moje wypociny to błagam was o jakiś znak, że mogę jeszcze na was liczyć. To dla mnie bardzo ważne, bo bez was moje pisanie nie ma sensu. Kolejne rozdziały będą już krótkie, ponieważ tym rozdziałem, chciałam odkupić swoje winy spowodowane długą nieobecnością.
Pozdrawiam serdecznie, Sylwia :*
+ chciałabym Wam serdecznie polecić bloga pewnej wspaniałej pisarki, która ma ogromny talent. Jej opowiadanie jest nieziemskie! Czytajcie, bo naprawdę warto!
http://borussia-champions.blogspot.com
Jeżeli przeczytałeś, proszę zostaw swój ślad w postaci komentarza!
Nie spodziewałam się, aż tak wysokiego wyniku. 6:1 i to ze Stuttgartem! Po prostu cudo, nic dodać nic ująć. :D
KOCHAM ICH!
Wiesz , co Ci powiem ? Załamałam się , kiedy zawisiłaś tego bloga ! Bardzo go lubię i chcę , żebyś go dalej pisała . A co do roździału to świetny ! Nic dodać nic ująć *u* Taki słodki i w ogóle. Pozdrawiam i życzę weny. :3 /Wera
OdpowiedzUsuńnawet o tym nie myśl że nikt nie chce tego bloga czytać bo naprawdę warto! :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
rozumiem cię, też mi jest ciężko regularnie pisać i dodawać nowe rozdziały ale szkoła jest wymagająca :/
życzę weny i pozdrawiam :*
Powiem Ci, że rozdział ten jest mistrzowski!
OdpowiedzUsuńTylko szkoda mi Reus'a i mam nadzieję, że przez tą chorobę nic się nie zmieni w ich związku, no chyba że na lepsze ^^
Tak jak wspominałam rozdział jeden z najlepszych :-)
Czekam na next ;3
Pozdrawiam i życzę stałej weny ;***
Wow! No to, to jest genialne! :D
OdpowiedzUsuńMy chcemy to czytać! :D
Pozdrawiam i serdecznie zapraszam
do siebie na nowe blogi :)
Masz pisać ! To co tworzysz jest świetne, pisz bo naprawde masz dla kog :D ja też dodaje rozdziały rzadko, ale mam nadzieje że ludzie zrozumieją że blog to nie wszystko...
OdpowiedzUsuńA rozdział jest święty tylko szkoda mi Marco :<
zajrzyj do mnie jak bedziesz mieć chwilkę, dodałam nowy rozdział http://sercenamurawie.blogspot.com/
fajnie,że się w końcu spotkali:) Tylko szkoda mi Marco,powinien powiedzieć o tym Sylwii kłamstwa są najgorsze!!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny mam nadzieje że dodasz szybko <3
Pozdrawiam ;*
Genialny rozdział! Warto było czekać <3 Sądze, że Marco powinien powiedzieć Sylwii o chorobie. Nie powinien tego ukrywać. Oby wszystko się ułożyło :) Czekam z niecierpliwością na następny! Pozdrawiam i zapraszam do mnie w wolnej chwili :*
OdpowiedzUsuńO nie ! ;c Sylwia ma problemy w domu , a teraz jeszcze ta choroba Marco... Nie wierzee ;C
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Reus powie o tym Sylwii i , będą się wzajemnie wspierać...
Akurat teraz musiałaś przerwać ? ;d Nie będę mogła spać przez Ciebie w nocy ! ;*
Pisz szybko kolejny rozdział !!!
Pozdrawiam, Karinka <3
Świetny!
OdpowiedzUsuńMarco powinien powiedzieć o chorobie Sylwii, szkoda że tak się stało ;c
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Pozdrawiam
Biedny Marco ;c
OdpowiedzUsuńOn musi jej powiedzieć ;c
Szkoda mi go ;/
Rozdział cudowny, warto było czekać <3
Czekam na kolejny
Buziole ;*
Ale sie rozpisałaś hah:D
OdpowiedzUsuńŚwietny:)
Warto było czekać:)
Jaaak słodko!
Ale szkoda mi Marco o Matko!
Mam nadzieję, ze będzie dobrze:)
Bo jak nie będę płakać!
Pozdrawiam:)
http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/
no i abrdzo dobrze, że taki długi!
OdpowiedzUsuńWszystkie takie powinny być!
Genialny!
Biedny Marco!
Mam nadzieję, zę wyjdzie niedługo z choroby.
Buziaki:*
http://powrotyirozstania.blogspot.com/
cudowne :) pisz dalej :D
OdpowiedzUsuńjej jak mi szkoda Marco... mam nadzieję że wyjdzie z tego !!
strasznie smutny rozdział... aż miałam łzy w oczach. naprawdę. mam nadzieję, że jakoś wyjdziesz z tego, żeby Marco był zdrowy!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam na mojego nowego bloga:
http://we-happened.blogspot.com/