niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 14

Po wyjściu ze szpitala całe popołudnie szwendał się bez celu po zatłoczonym Moenchengladbach. Mijając szczęśliwą rodzinę z dziećmi, jego kąciki ust odruchowo się uniosły. Rodzice od dziecka wpajali mu, jak ważną wartością w życiu człowieka jest rodzina. Marzył, aby w przyszłości założyć swoją, z gromadką potomstwa i kochającą go żoną. Usiadł na ławce w parku i zaczął obserwować bawiące się dzieci. W jego stronę podbiegł kilkuletni chłopczyk, który chciał odzyskać wykopaną wcześniej piłkę. Marco podniósł pożądany przedmiot, chcąc oddać go chłopcu.
- To chyba twoje. - rzekł z uśmiechem podając dziecku piłkę.
- Dziękuje baldzo, a mozie chcie pan zaglać ze mno. Bo dzieci nie chcio się zie mno bawić. - odparł ze smutną minką mały blondynek.
- Oczywiście, że z tobą zagram. - skierował się za chłopczykiem.
Dotarli na boisko, gdzie przebywał chłopiec i zaczęli udawać, że rozgrywają prawdziwy mecz. Reus swoją postawą sprawił dziecku wielką radość. Kiedy oboje opadli z sił, usiedli opierając się o bramkę.
- Coś czuję, że wyrośnie z ciebie prawdziwy piłkarz.
- Baldzo chciałbym, piłka to moje zicie. Jak pan to lobi, zie pan tak dobzie gla? - zapytał zaciekawiony.
- Bo tak się składa, że jestem zawodowym piłkarzem i prawie codziennie muszę tranować. - wyjaśnił.
- Naplawde? A moge dośtać od pana autoglaf? - chłopiec skakał z radości.
- Jasne mały, nawet ze specjalną dedykacją. Jak masz na imię? - poczochrał blondynka po włosach.
- Mam ćtely latka i jeśtem Jasio. - chłopczyk wyciągnął z plecaczka czarny marker, następnie podał piłkarzowi, dzięki czemu Reus podpisał się na jego piłce.
- Proszę, Jasiu. A czemu tak właściwie jesteś tutaj sam? 
- Bawiłem sie z Alo, ale uciekła, kiedy powiedziałem jej, zie jeśtem choly i mam laka. - rzekł przygnębiony.
Tymi słowami całkiem rozbił piłkarza. Zszokowany chłopak nie wiedział co ma powiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że tak małe dziecko, dotyka tak paskudna choroba.
- O właśnie idzie moja mamcia. - podbiegł uradowany do nadchodzącej szatynki.
- Jasiu, gdzieś ty się podziewał, miałeś bawić się z koleżanką, a nie rozmawiać z obcymi. - zdenerwowała się.
- Psieplasiam mamusiu. Ale pan Malko tylko zie mną glał, to naplawde plawdziwy piłkaź. Nie gniewaj sie na mie. Moziemy jeście chwile tu zośtać. - błagał matkę.
- Dobrze, nie będę. Musisz mi jednak obiecać, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Zostaniemy chwilkę, ale pamiętaj, że zaraz musimy wracać do szpitala. - oznajmiła, podając dziecku watę cukrową.
- Obieciuje. Musiś poźnać tego pana. Jeśt baldzo miły i fajny i nawet dał mi śwój autoglaf. - pociągnął matkę za rękę, a sam udał się na bujawkę.
- Dzień dobry, jestem mamo Jasia. Dziękuję, że pograł pan z małym, już dawno nie był tak szczęśliwy. 
- To naprawdę świetne dziecko i w dodatku takie mądre. Tylko nie dociera do mnie fakt jego choroby.
- Życie naprawdę daje pożądnego kopa. - do jej oczu napłynęły słone łzy. - Miesięc temu dowiedziałam się, że jest ciężko chory. Lekarze dają mu wielkie nadzieję na wyzdrowienie, ale potrzebna jest spora suma pieniędzy. 
- Naprawdę niech pani się nie martwi o pieniądze. Niedługo mały wyzdrowieje i wszystko wróci do normy. - starał się pocieszyć matkę chłopca.
- Dziękuję bardzo i przepraszam, że Jasio zajął panu czas.
- Nie ma sprawy, to była dla mnie czysta przyjemność. 
- Jasiu, chodź tutaj. Musimy już wracać. - zawołała rodzicielka.
- Chciałbym, jeście poloźmawiać z panem Malko.
- Tak, słucham cię mały.
- Niech pan się nie martwi o mie, ja niedługo wyźdlowieje, bo sie nigdy nie poddam.
- No pewnie brzdącu. Jak wyzdrowiejesz to przyjdziesz pograć do mnie na stadion z prawdziwymi piłkarzami.
- Ale śupel. Dziekuje panu.
- Dobrze kochanie musimy już iść. 
- Ćeść i do ziobacienia. - przybił piątkę z piłkarzem.
- Trzymaj się. - Marco pożegnał chłopczyka uśmiechem.

***

Po kilku minutach wrócił do domu, zaparkował auto w garażu i nie wchodząc do domu, spoczął na schodach przed drzwiami. Znowu zaczął rozmyślać o przyszłości. Choroba małego Jasia jeszcze bardziej go przybiła. Za główny cel postawił sobie pomoc choremu dziecku, dlatego też zdecydował, że anonimowo przekaże pieniądze na leczenie chłopca. Tak młody chłopczyk wyznał mu, że nie wolno się poddawać, że zawsze trzeba walczyć do końca. Dla Marco nie było to takie proste, jego umysł zawładnęły czarne myśli, których za wszelką cenę nie mógł odpędzić.
Chciał wreszcie wejść do środka, lecz spostrzegł nadjeżdżający samochód Romana. 
- Stary w końcu cię złapałem. W ogóle nie odbierasz ode mnie telefonów. Byłem popołudniu ze dwa razy i co, pocałowałem klamkę. - oznajmił, otwierając furtkę. - Co się z tobą ostatnio dzieje, miałeś przyjść rano na trening.
- Nie przyszłem i pewnie już nigdy nie przyjdę. - odparł obojętnym tonem.
- Marco, co ty gadasz?  Czy ciebie do reszty pogięło? O co ci chodzi? - dociekał przyjaciel. - Po raz kolejny tęsknisz za Sylwią. - odparł lekko zirytowany.
- Tęsknię i do końca życia będę za nią tęsknił. - mówiąc to zaszkliły mu się oczy.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci do cholery chodzi, przecież jestem twoim przyjacielem.
Postanowił dłużej nie tłumić tego w sobie i wyznać Romanowi prawdę, jemu zdycydowanie może zaufać.
- Chcesz wiedzieć? Więc, jestem śmiertelnie chory! Dlatego już więcej nie zagram, już więcej jej nie zobaczę. Rozumiesz?
Zatkało go, ale postanowił za wszelką cenę wspierać blondyna.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Jesteś zdołowany, a ja zamiast ci pomóc, swoim zachowaniem jeszcze bardziej pogarszam twój stan psychiczny. Po prostu nie spodziewałem się tego. Przecież musi istnieć jakaś szansa, jakieś leczenie, nie wiem cokolwiek. 
Jedyną nadzieją na przeżycie jest leczenie w Stanach.
Stary, kompletnie nie wiem co mam robić. Najgorsze jest to, że na zawsze stracę Sylwię. Tak bardzo ją kocham...
- Nie chcesz jej powiedzieć o chorobie? Nie możesz tak postąpić, ona musi o tym wiedzieć. Chcesz, aby cierpiała?
- Nie mogę zrujnować jej życia. Wyobrażasz sobie co by było, gdyby chciała lecieć za mną. Przecież ona niedługo zaczyna szkołę. Wykluczone, ona nie może się o tym dowiedzieć.
Nie pozwolę, aby patrzyła jak umieram...
- Co ty w ogóle wygadujesz? W takich okolicznościach powinna być przy tobie i cię wspierać.
- Leczenie trwa sześć miesięcy, to czas który o wszystkim zadecyduje. Wyjścia są dwa albo przeżyję, albo umrę.
- Chcesz zostawić ją samą na pół roku bez żadnego wyjaśnienia? 
- Nie dopuszczam innego rozwiązania. Chciałbym choć jeszcze raz się z nią spotkać. Jeden jedyny raz... 
- Jesteś strasznym egoistą...
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
- Nie rozumiem cię, ale możesz na mnie liczyć... Nie pisnę ani słówka... Co w ogóle zamierzasz zrobić?
- Sam nie wiem, kłamstwa będą nieuniknione. Nie mam pojęcia w jaki sposób to odegrać? Nie potrafiłbym jej powiedzieć prosto w oczy, że jej nie kocham albo, że mam inną.
- Ja nadal jestem zdania, że powinna znać prawdę.
- Muszę jeszcze przed wylotem do niej pojechać, ale prawdziwego powodu wyjazdu jej nie wyjawię...

  ***

Dzień przed szkołą Sylwia postanowiła spotkać się z Dominikiem. Nie chciała ostatniego wieczoru wakacji spędzać samotnie w domu, dlatego też zaprosiła chłopaka do siebie. Ojciec Sylwii akurat wyjechał w interesach, zaś jej matka wróciła na tydzień do Polski. Ostatnimi czasy nastolatkowie bardzo się do siebie zbliżyli. Sylwia spokojnie mogła nazywać Dominika swoim przyjacielem. Przebrała się, a chwilę potem usłyszała dzwonek do drzwi.
- Cześć. - odparł nieśmiało.
- Hej. Świetnie, że już jesteś. - zaprosiła chłopaka do środka.
- Przyniosłem pizzę, gdzie mam ją położyć.
- Tak się składa, że już jedną zamówiłam. - wskazała na opakowanie leżące na stole.
- Ee damy radę. Najwyżej nie zmieścisz się jutro w ubranka do szkoły. - zażartował.
- Ranisz... To było chamskie. Dobra nie będę się gniewać. Siadaj na kanapie, wybierz jakiś film, a ja przygotuję talerze i coś do picia. - oznajmiła udając się do kuchni.
- Masz same horrory? - zapytał zdziwiony.
- W sumie jest jeszcze jakaś komedia romantyczna, ale przeczuwam, że taki gatunek cię nie kręci.
- Zdecydowanie wolę to pierwsze. Może coś o wampirach? - pokazał dziewczynie opakowanie.
- Ok, nawet go nie oglądałam. - usiadła obok chłopaka.
Zanim włączyli film zajadali się pięknie pachnącą pizzą, rozmawiając o jutrzejszym dniu.
- Cieszę się, że będziemy razem w klasie. 
- Ja też... ale i tak obawiam się tej szkoły. Boję się, że znowu będę poniżany... - zaczął spuszczając głowę w dół.
- Dominik, nie martw się, na pewno będzie dobrze. Razem damy radę. - próbowała wspomóc kolegę.
- Dzięki, nie wiem co bym bez ciebie zrobił... - dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się.
- To co załączamy nasz mega hit?
- Pierwszy raz widzę dziewczynę, lubiącą horrory. - odparł zdziwiony.
- No co... Lubię oczuwać emocje związane ze strachem...
Po dwóch godzinach film skończył się. Sylwia nadal siedziała z przerażeniem w oczach, z czego chłopak miał niezły ubaw.
- Nie śmiej się ze mnie... Te wszystkie krwiożercze wamipiry naprawdę były straszne... Nie usnę dzisiaj... - 
- Oj bez przesady. Wiesz, ja będę już się zbierał. Późno już, a trzeba wcześniej wstać. - wstał z kanapy
- O tej porze, przecież możesz przenocować u mnie, a jutro rano, wstąpimy do ciebie po ubrania.
- No nie wiem... Jesteś pewna?
- Chcesz mnie zostawić samą w domu pełnym wampirów? Ktoś w końcu musi mnie obronić. - dodała oburzona.
- No jak tak bardzo nalegasz to zostanę.
- Wspaniale! Więc ja przęśpię się w sypialni rodziców, a ty będziesz spać u mnie w pokoju.
Po godzinie jedenastej wykąpani, udali się do swoich łóżek. Dziewczna za nic w świecie nie mogła usnąć. Leżała wiercąc się i przewracając z boku na bok. Będąc w ciągłym strachu zasłoniła głowę kołdrą, myśląc, że ten w sposób uda jej się zasnąć. Nagle usłyszała dziwny szmer i odgłos drapania pazurami jej kota o ścianę. Nie wytrzmała nerwowo, zabrała kołdrę i szybkim krokiem pomknęła do pokoju, w którym znajdował się chłopak.
- Psst... Dominik, śpisz już? 
- Jeszcze nie. Tak myślałem, że niedługo tutaj zawitasz. - zaczął chichotać.
- No widzisz jak ty mnie dobrze znasz. Mogę spać z tobą, bo tam za żadne skarby nie usnę. - grzecznie poprosiła.
- Ok, obyś tylko nie chrapała, bo wtedy ja nie zmrużę ani oka. 
- Nie, no co ty. Ja nigdy nie chrapię. - zaprzeczała, choć prawda była inna.
- Wskakuj do łóżka, bo już grubo po północy. - położyła się obok bruneta.
- Słodkich snów Dominiczku. 
- Nawzajem. Śpij dobrze....


Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam wcześniej czasu. Rozdział nie wyszedł mi zbytnio, ale jakoś nie mam ostatnio weny. Chciałabym Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze, one wiele dla mnie znaczą. Czeka mnie ciężki tydzień, kolejny zapowiada się podobnie, więc nie wiem, kiedy uda mi się napisąć następny rozdział. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie. Czekam na Wasze opinię, zostawcie po sobie ślad. Pozdrawiam cieplutko :*

+ Polecam świetnie zaczynającego się bloga. Naprawdę warto zajrzeć. :)
http://we-happened.blogspot.com

11 komentarzy:

  1. Nie wiem co ten Marco wymyśli, ale wolę żeby powiedział prawdę, bo kłamstwo na pewno pogorszy sprawę.
    Super rozdział. Wyszedł, wyszedł ;)
    Czekam na kolejny. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, popłakałam się.
    Świetny blog, a ten rozdział jest cudowny.
    Zapraszam do mnie na http://madeforyoux.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Marco musi powiedzieć jej prawdę , bo coś czuję po tej końcówce rozdziału , że jak ją okłamie i wyjedzie, to Dominik wykorzysta sytuacje xD ; c A tak nie może być ...
    Pisz szybko kolejny rozdział ! ;*
    Czekam na nn ;)


    Pozdrawiam, Karinka ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Marco musi jej powiedzieć ona musi znać prawdę !!!
    Słodki ten chłopczyk szkoda że ma raka ale dobrze że Marco chce mu pomóc!!! :)
    Czekam z niecierpliwością na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Marco :(
    On musi powiedzieć prawdę Sylwii !
    Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia :)
    Rozdział świetny :D
    Pozdrawiam i zapraszam do nas na nowy rozdział - Nikola :*

    OdpowiedzUsuń
  6. szkoda Marco :( lepiej gdyby jednak powiedział Sylwii prawdę.
    bardzo urzekł mnie ten mały chłopczyk :)
    świetny rozdział, pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. No przecież on jej musi powiedzieć, że jest chory no!
    Jeej a początek z tym chłopcczykiem!
    Pozdrawiam:*
    http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Fantastyczny rozdział! Uwielbiam Twojego bloga.! Mam nadzieję, że jednak Marco powie prawdę Sylwii, choć wydaje mi się, że póki co to nie nastąpi.

    Życzę duuuuuzo weny i pomysłów.!
    Pozdrawiam, trzymaj się!:*

    Ps jak zawsze, informuj mnie o nowym.:)
    +Dziękuję za polecenie mojego bloga ! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Chłopczyk mnie rozczulił :(
    Jeej no on musi jej powiedziec o chorobie!
    Tak byc nie moze przecież!
    Z niecierpliwoscią czekam na kolejny :)
    Buziaki:**
    http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to smutne! :(
    I ja też uważam, że Reus powinien jej powiedzie:)
    Mam nadzieję, że wszystko się ułoży:)
    Buziaki:**
    http://powrotyirozstania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział! Marco musi powiedzieć Sylwii o chorobie. Część z małym chłopczykiem wzruszyła mnie. Oby wszystko się ułożyło! :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń