poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 17

Wziął dziewczynę za rękę i nic nie mówiąc poprowadził do środka łódki. Dziewczyna też specjalnie nie pytając, usiadła naprzeciwko blondyna.
- Chcesz mnie uprowadzić? – zapytała chichocząc pod nosem.
- Ależ ja cię wcale nie porywam, skądże. Przecież sama tutaj wsiadłaś. – wiosłował, oddalając się od brzegu. - Ja cię do niczego nie zmuszałem. - uśmiechnął się cwaniacko.
- To czemu mnie tu przyprowadziłeś i zachęciłeś, abym wsiadła?
- To jedyne co przychodziło mi do głowy. Zobaczyłem łódkę i dostałem olśnienia. Chciałem, abyśmy w końcu znaleźli się tylko we dwoje. Tylko ty i ja... - na chwilę odwróciła od chłopaka swój wzrok, spoglądając na horyzont.
- Czyli wszystko uknułeś. Coraz bardziej podobają mi się te twoje pomysły. - rzekła, mrużąc przy tym oczy.
- Już tam na lądzie wyobrażałem sobie, co będziemy tutaj robić. – dopłynął na środek jeziora i przestał wiosłować.
- Co ty kombinujesz? - czuła jakiś podstęp ze strony piłkarza.
Zbliżył się do dziewczyny i znajdując się kilka centymetrów od niej, zakołysał łódką, po czym celowo ją przechylił. Przewróciła się do góry nogami, a oni wylądowali w wodzie.
- Marco, głupku! Co ty wyprawiasz? Jestem cała mokra i cholernie mi zimno. – krzyczała dziewczyna, ale nie była zła na piłkarza, wręcz przeciwnie nie przestawała się rumienić.
Z głupim uśmieszkiem podpłynął do dziewczyny. Przytulił ją, więc szybko zrobiło jej się cieplej. Swoim rozpalonym ciałem ogrzał ją do czerwoności. Obrócił łódkę do prawidłowej pozycji i znowu znaleźli się w jej wnętrzu. Żadne z nich nie usiadło, stali uśmiechając się do siebie. Marco zrobił krok do przodu, starając się nie stracić równowagi. Złapał dziewczynę za dłoń, następnie prawą ręką objął jej twarz. Doszło do bardzo namiętnego pocałunku. Piłkarz
zachłannie całował jej usta, czym doprowadzał nastolatkę do wielkiej rozkoszy. Oboje mieli to samo uczucie, uczucie jakby ich pocałunek trwał wiecznie. Zatracili się w nim bez końca, żadne z nich nie chciało go przerywać. Kiedy odkleili się od siebie, chłopak wziął ją w swoje rozgrzane od słońca ramiona. Dziewczynie jeszcze nigdy, nie było aż tak dobrze.
- Jestem z tobą tak cholernie szczęśliwa. Obiecaj, że zawsze będziesz raczył mnie takimi pocałunkami.
- Kocham cię nad życie. – wyznał, chcąc uniknąć jakiejkolwiek obietnicy, która znowu przypomniała mu o chorobie.
- Ja ciebie też kocham, z całego serducha. – patrzyła mu prosto w oczy, po czym złożyła pocałunek, na jego czole. – Marco, ty masz gorączkę? – zaniepokoiła się.
- Kochanie, zdaje ci się. Nic mi nie jest, czuję się świetnie. – skłamał.
- Nic ci nie jest? Przecież masz rozpalone całe czoło. – nie dała się zbyć, kłamstwom chłopaka.
- To słońce tak grzeję, a w szczególności twoje towarzystwo mnie tak rozpala. – dalej próbował uniknąć prawdy.
- Tak, ale bez przesady. Proszę nie bądź taki uparty…
I wtedy coś w nim pękło. W głowie miał wielki mętlik, musiał dokonać ciężkiego wyboru. Poczuł, że to moment na rozmowę, że musi postawić wszystko na jedną kartę. Poważnie zastanawiał się nad powiedzeniem Sylwii całej prawdy. 
- Dobra mam już tego dosyć. Musimy poważnie porozmawiać, dłużej już tak nie potrafię. – wybuchł jak wulkan, wiedział jeżeli teraz tego nie zrobi, to nie zrobi tego nigdy. 
- Mam się bać? Co się stało? – odparła bardzo zmartwionym głosem, zdziwiło ją zachowanie chłopaka, a zwłaszcza ton w jakim do niej mówił.
- Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. – spuścił wzrok, nie mógł powiedzieć jej tego prosto w oczy.
- Najlepiej prosto z mostu. A więc o co chodzi, powiedz mi. – brunetka zaczęła się denerwować.
- Jestem bardzo... - nie, nie mógł tego zrobić, nie potrafił wyznać prawdy, bał się konsekwencji, tego co mogłoby się stać, gdyby umarł. - ... bardzo rozdarty... Wyjeżdżam do Stanów. - wydusił z siebie słowa, które tak niechętnie chciał przekazać dziewczynie.
- Ale jak to wyjeżdżasz? Sam? Dlaczego? – zasypywała chłopaka pytaniami, kompletnie nic z tego nie rozumiała.
- Choć bym chciał nie mogę zabrać cię ze sobą. Klub dostał ze Stanów propozycję nie do odrzucenia dla jednego z piłkarzy. Trener wybrał akurat mnie, byłem ogromnie zaskoczony, że padło na mnie. To jest wielki prestiż, wielka szansa, po takim czymś moje umiejętności mogą wskoczyć na światowej klasy szczebel. Będę pracował z największymi gwiazdami europejskiego footballu. Od zawsze o tym marzyłem, w końcu mogę spełnić marzenia. – chłopak cały czas improwizował, chciał jedynie, aby jego choroba nie wyszła na jaw.
- Czyli już zdecydowałeś? To naprawdę wspaniała okazja, tylko szkoda, że kosztem naszej miłości. Ile to wszystko ma trwać? – mówiła ze łzami w oczach.
- Ponad pół roku. – odparł, serce mu się krajało na widok zapłakanej dziewczyny.
- Ponad pół roku? Myślisz, że tyle wytrzymamy? Sądzisz, że nasz związek to przetrwa? – nie chciała patrzeć na chłopaka, dlatego odwróciła się do niego bokiem, nie chciała już nawet go słuchać.
- Sylwia, kocham cię z całych swoich sił. Jesteś miłością mojego życia, jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem, ale przecież kilka miesięcy to nie jest tak strasznie długo, jesteśmy w stanie to wytrzymać. – próbował załagodzić sytuację.
- Łatwo ci powiedzieć! Najlepiej nic już nie mów. Wracajmy do brzegu, nie wytrzymam tu ani chwili dłużej! – chciała jak najszybciej znaleźć się w samotności.
Była już całkiem odwrócona od chłopaka, siedziała podkulona tyłem do niego. Cicho szlochała, ale tak żeby piłkarz jej nie usłyszał. Cały czas powstrzymywała łzy, miała ochotę wybuchnąć płaczem, lecz nie chciała okazywać swojej słabości. W jednej chwili poczuła się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, niestety trwało to tylko moment. W sekundę straciła chęci do życia. Blondyn tak bardzo chciał ją przytulić, pocieszyć. Nie zrobił tego, wtedy mógłby zmięknąć i wyjawić jej całą tajemnicę. A nie chciał, żeby do tego doszło. Kiedy dopłynęli, Sylwia spojrzała chłopkowi głęboko w oczy.
- Czyli już ci na mnie nie zależy. Wszystko co mówiłeś było kłamstwem. - ogarnęła ją wielka gorycz, powoli jej serce rozpadało się na kawałki. - Czy słowo 'kocham cię' ma dla ciebie jakieś znaczenie?
- To nie tak... Ja sam nie wiem co robić...
- Odpowiedz mi na jedno pytanie i dam ci spokój. Czemu nie mogę z tobą jechać?
- Czy to takie trudne do zrozumienia… Nie wiem czy miałbym dla ciebie czas... Siedziałabyś samotnie każdego dnia, to nie ma sensu… Tu masz przyjaciół, ojca, szkołę… Zmarnowałabyś sobie życie! - jego ton głosu stawał się coraz badziej oschły.
- Może masz tam kogoś, tylko boisz się przyznać? A ja byłabym tylko przeszkodą? – zapytała całkiem poważnie.
- Zapewniam cię, że nie. – odpowiedział, choć niepewnie.
- A zresztą, już mnie to wcale nie obchodzi. Jedź sobie, gdzie chcesz i żyj z kim chcesz.
Spojrzał jeszcze raz w jej błyszczące, załzawione oczy i nie wytrzymał. Podbiegł do niej i przytulił z całej siły. Dziewczyna także tego pragnęła, dlatego wtuliła się w chłopaka, a łzy znowu dawały o sobie znać. Miała nadzieję, że blondyn zmieni zdanie, że nie zostawi jej tak po prostu samej. 
- Proszę nie odchodź. Nie zostawiaj mnie. Błagam. - szeptała dziewczyna.
Po raz ostatni złożył na jej ustach pocałunek, po czym stanowczo uwolnił się z objęć nastolatki, czego kompletnie się nie spodziewała. Zostawił ją stojącą, bez żadnego słowa, a sam poszedł w przeciwną stronę brzegu. Dziewczyna rozpłakała się na dobre. Upadła na piasek i klęcząc, ryczała jak nigdy wcześniej. Nie dowierzała w to, co się właśnie stało. Kiedy Marco zniknął z jej pola widzenia, wiedziała, że właśnie go straciła. Czuła się jakby ktoś wbił jej kolec w serce, jakby cały świat jej się zawalił. Nie chciała dłużej siedzieć sama na plaży, więc niezauważalnie pobiegła do domku Oskara. Na szczęście nikt nie stanął jej na drodze. Przekręciła kluczyk w drzwiach i rzuciła się na łóżko.

"Znowu cierpię, znowu jestem sama. Dlaczego życie musi mnie tak doświadczać? Co ja takiego zrobiłam? 
Nie dam rady! Jestem za słaba, aby wytrzymać kolejną próbę. Właśnie tracę cząstkę siebie, życie odbiera mi kogoś kogo kocham. Nie mogę oddychać, brak mi tlenu..." 

Przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnio nie miałam na nic czasu. Jestem wykończona :/ Zaniedbałam swojego bloga jak i wasze, ale postaram się to jakoś naprawić. :)
Chciałabym Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze. Pełna mobilizacja :*
Jeżeli rozdział jest okej to zostawcie coś po sobie. Pozdrawiam :*:*





sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 16

 Był już tak bliski celu, bliski spotkania z Sylwią. Od Dortmundu dzieliło go zaledwie kilka kilometrów. W jego głowie panował wielki zamęt, ani na chwilę  nie mógł uporządkować myśli. Miał wątpliwości czy jadąc do niej, postępuje właściwie. Doskonale wiedział, że takim spotkaniem na pewno ją zrani, a dokładniej jego przebiegiem i zakończeniem. Ogólnie rzecz biorąc to ma być ich pożegnanie. Choć nie chce musi ją zostawić samą, zwyczajnie będzie musiał ją porzucić. Tak bardzo się do siebie zbliżyli, zdobył jej zaufanie, a teraz nagle to co zyskał w jednej chwili może stracić. Nie wiedział jak to rozegrać, chciał ją po prostu zobaczyć. Może to samolubne, ale gdyby odszedł bez słowa, bez żadnego pożegnania, czułby się jak zwykły śmieć bez serca, bez uczuć. Niestety i tak po części zachowuje się jakby nim był.
- Marco, na pewno wiesz co robisz? – zapytał jeszcze spokojnym tonem Roman.
- Wiesz, ostatnimi czasy nic w moim życiu nie jest pewne. – odruchowo złapał się za rozpalone od gorączki czoło. – Mógłbyś zjechać na pobocze? – znowu poczuł gwałtowne uderzenia gorąca.
Kierowca pojazdu kiwnął głową, po czym zatrzymał się na niewielkim odcinku drogi. Blondyn natychmiast wysiadł z auta nie przestając, obejmować bolącej głowy.
-A co jeśli zdradzisz się ze swoją chorobą, co jeśli wszystko wyjdzie na jaw? Popatrz na siebie, zobacz w jakim ty jesteś stanie. – Roman nie mógł, znieść widoku cierpiącego przyjaciela.
- Jeżeli ty będziesz trzymał język za zębami to Sylwia o niczym się nie dowie. Nie stchórzę, kiedy jestem już tak blisko. Nawet nie wiesz, jak mi jej brakowało, jestem idiotą, że się tyle do niej nie odzywałem. Zamiast korzystać z czasu, który mi został tu w Niemczech, gdzie mogłem spędzić z nią jeszcze tyle chwil, zachowałem się jak frajer. Muszę ją ujrzeć, choć ten ostatni raz, rozumiesz? – nie ukrywał swoich łez, które rzewnie spływały po jego policzku, jeszcze nigdy nie był w tak trudnej sytuacji.
- To twoja decyzja, nie będę się mieszał. Zrobisz jak zechcesz, ale pamiętaj, że cię ostrzegałem. – głośno trzaskając drzwiami wrócił do samochodu.
Reus połknął garstkę pastylek, dzięki nim mógł doprowadzić się do normalnego stanu. Wziął kilka głębokich oddechów, a zaraz potem wsiadając do samochodu udał się w ślady przyjaciela. Żaden z nich nie miał zamiaru się odezwać, po krótkiej chwili Roman odpalił pojazd i ruszyli w dalszą część drogi.

***



W tym samym czasie w Dortmundzie trwały przygotowania do imprezy. Pożegnanie lata, które co roku organizowali Thomas z Oskarem było niezapomnianym wydarzeniem. Chłopaki właśnie dopinali wszystko na ostatni guzik. Zaprosili z grona znajomych jakieś kilkadziesiąt osób. A wszystko odbywało się na terenie ogromnego domku letniskowego Oskara, którego pokoi użyczał dla wszystkich gości. Centrum przyjęcia odbywało się na zewnątrz, czyli na świeżym powietrzu. Idealna lokalizacja na tego typu zabawy. Trzeba także podkreślić, że domek znajdował się nad niewielkim jeziorem.
- Córeczko i pamiętaj, żebyś za bardzo nie szalała. Nie chcę cię potem szukać po jakichś szpitalach. – przestrzegał nastolatkę zatroskany ojciec.
- Niech się pan nie martwi. Dopilnuję, aby Sylwia nam się za mocno nie rozbrykała. – obiecywał Thomas.
- Z pewnością będzie grzeczna, jak aniołek. Położę ją spać przed północą, a alkoholu nie wypije ani kropelki. – wtórował mu Oskar.
- Oskar, z tym piciem to lekka przesada, wcześniej mówiłeś co innego. Ja tu zaopatrzyłam się w pół litra, a ty teraz takie głupoty wygadujesz. – zbulwersował się brunetka.
- Chyba, że połowa z tego dla mnie. A ty najwyżej wypijesz kilka kieliszków. – żartował dalej perkusista.
- Słucham? Żartujecie sobie ze mnie? W innym przypadku zabieram cię z powrotem do domu. – nie dowierzał w słowa córki.
- Głupole. No oczywiście, że robią sobie z pana żarty. Sylwię alkohol nie kręci, więc może być pan o nią spokojny. – zapewniał ojca przyjaciółki Thomas.
- Tato, chyba masz do mnie zaufanie. Wiesz, jaka jestem naprawdę. Bądź spokojny, nic głupiego nie zrobię.
- No już dobrze. Thomas, ufam ci bezgranicznie i wierzę, że nie dasz nikomu skrzywdzić mojej jedynej córeczki. Nie będę wam już przeszkadzał, więc bawcie się dobrze. – na koniec pożegnał całe towarzystwo.
- Dziękujemy! Do widzenia! – odparli chórem.
Ucałował nastolatkę i z piskiem opon odjechał. Relacje Sylwii z ojcem uległy znacznej zmianie. Pan Nowak zrozumiał wiele spraw. Nie chciał tracić dobrego kontaktu z Sylwią, dlatego wolał przyznać się do błędów jakich dokonał w swoim wcześniejszym zachowaniu. Przez kilka dni sporo ze sobą rozmawiali. W tym czasie ojciec przeprosił dziewczynę za wszystkie oszczerstwa, które rzucał w stronę Marco. Podkreślił, że był głupi oceniając piłkarza wcale go nie znając. Obiecał, że kiedy pozna chłopaka córki, dla jej dobra będzie starał się zaakceptować jej wybór.  Nie chce znowu jej tracić, więc zgodzi się na wszystko. Dla niego liczy się wyłącznie jej dobro i szczęście. W końcu ma tylko ją, żonę już prawie stracił. Matka Sylwii przebywa nadal w Polsce, rzadko kontaktując się z córką. A wracając do sprawy rozwodowej rodziców dziewczyny odbędzie się dokładnie za miesiąc…
- Nie ma jeszcze Dominika? – zapytała rozglądając się wokoło.
- Coś wspominał, że może się spóźnić. – odparł Thomas. – Marco będzie?
- Obiecał, że przyjedzie. Mam nadzieję, że dotrzyma obietnicy. – westchnęła dziewczyna, na jej policzkach ukazał się lekki rumieniec, zawsze tak było kiedy zaczynała o nim myśleć. – W takim razie, idę na górę się przebrać. – ruszyła do specjalnie przygotowanego dla niej pokoju, gdzie miała spędzić noc.

***

Serce waliło jej jak oszalałe, czuła chmarę motylków latających w jej brzuchu . Dostrzegła blondyna, opierającego się o poręcz tarasu. Stał odwrócony do niej plecami,  tępo wpatrywał się w horyzont. Nawet nie usłyszał cichych kroków ukochanej. Dziewczyna zbliżyła się i delikatnie zasłoniła rękoma, oczy chłopaka. W pierwszej chwili blondyn nieco się przestraszył, ale później rozpoznał unoszący się w powietrzu zapach perfum brunetki. Odwrócił się do niej tak, że stykali się do siebie czubkami nosów. Oboje promienieli z radości, tak bardzo tego pragnęli. Sylwia z całych sił przytuliła się do Marco, a z jej oczu popłynęły łzy szczęścia.
- Przepraszam… Przepraszam za wszystko… - szeptał, przez chwilę całując jej czoło. – Jestem dupkiem, że nie dawałem o sobie znać, jest mi z tym strasznie głupio.
- Nie masz mnie za co przepraszać, ja się wcale na ciebie nie gniewam. Wszystko rozumiem, przecież masz też swoje życie zawodowe. Jesteś piłkarzem i wiem, że większość czasu spędzasz na meczach, treningach. Co prawda było mi trochę przykro, że nie dzwonisz, ale w myślach cały czas cię usprawiedliwiałam.
- Jesteś cudowna, ale nadal czuję się winny. Jak ja mogłem cię tak zaniedbać.
- Możesz jeszcze wszystko nadrobić. – znowu wtuliła się w chłopaka.
 W tej chwili Marco poczuł się najgorzej, przecież nie będzie mógł już nadrobić straconego czasu, wręcz przeciwnie to ostatnie godziny jakie razem spędzają.
 Miał uczucie, że jego serce zaczyna krwawić. Wszystko co teraz powiedział brzmiało jakby chciał na nowo naprawić ich relacje, a przecież wcale tak nie jest. Musi jeszcze dziś zakończyć ten związek, to była jego ostateczna decyzja. Lecz nie pomyślał o emocjach, które wszystko mogą popsuć. Boi się, że słowami, skrzywdzi ją jeszcze bardziej. Ich rozstanie chciał odwlec w czasie, dlatego postanowił, że poważną rozmowę odbędą wieczorem. Zdecydował, że na ten moment będzie udawał, że wszystko jest w porządku. Tak, jakby żadnej choroby, wyjazdu, rozstania wcale nie było. Chce skupić się na chwili obecnej, na widoku szczęśliwej dziewczyny.
- Zakochańce, może zejdziecie do reszty towarzystwa. Jeszcze nacieszycie się sobą. – zawołał z bananem na twarzy Thomas.
- Thomi, zajmij się lepiej Laurą, bo Oskar ci ją znowu sprzątnie sprzed nosa. – odgryzła się brunetka. – Tylko zobacz jak ją mierzy wzrokiem. – zaśmiała się.
Thomas tylko zmrużył oczy i wrócił do bawiących się znajomych, a dokładniej do swojej dziewczyny. Skorzystał z rady najlepszej przyjaciółki. Po chwili czułości, Sylwia i Marco obejmując się, dołączyli do przyjaciół...

***


- No nareszcie. To co? Smażę wam coś do jedzenia, widzę Sylwia jak patrzysz na to mięsko. – mówił Thomas, stojąc przy grillu.
- Tylko nie spal jak zwykle. Chcę karkówkę, a nie węgiel. – postawiła warunek nastolatka.
- Bardzo śmieszne. – rzekł urażony.
- Oskar, miałeś rozdawać gościom napój. A ty stoisz jak kołek i nic. Co z ciebie za gospodarz. – zaczął sprzeczkę Kranz.
- Z ciebie wcale nie lepszy, mógłbyś te skrzynki z piwem wyjąć z samochodu albo chociaż powiedzieć mi, że tam właśnie są. Ale nie, muszę się domyślać. – bronił się Oskar.
- Chłopaki przestańcie się kłócić. Oskar trzymaj kluczyki i przynieś w końcu to co masz przynieść, a ty Thomas lepiej skup się na grillu, bo coś tu śmierdzi. A na dodatek coś ci się tam pali. – zabrała głos Laura.
- Auuu… Moja noga… - Thomas za mocno poruszył węglem i rozżarzona bryłka spadła prosto na jego stopę.
- Wiedziałam, że tak będzie. Normalnie jak dziecko. Choć biedaku, w kuchni powinna być apteczka. A z waszej kiełbaski chyba nici. – zaśmiała się Laura, patrząc na czarne coś, które jeszcze niedawno było mięsem.
- Czarownica! – krzyknął Thomas, patrząc na Sylwię.
Całe towarzystwo wybuchło śmiechem, a władzę nad grillem przejął Roman. W młodości powtarzał sobie, że jeżeli nie uda mu się zostać zawodowym piłkarzem, to otworzy własną restaurację i zostanie tam szefem kuchni. Nie tylko kocha jeść, ale także uwielbia gotować. Można pozazdrościć Monie – wybrance jego serca.
Oskar poznosił z auta kilka skrzynek piwa i zaczął rozdawać gościom.
- Marco, łap! – rzucił w stronę piłkarza puszkę złotego napoju.
- Dzisiaj nie piję. – wiedział, że nie może mieszać alkoholu z lekami, które regularnie zażywał.
- No co ty? Z nami się nie napijesz? – zdziwił się Oskar.
- Ja z wami nie wypiję, za to Roman nie będzie się dziś ograniczał. – wybronił się z wszelkich pytań na temat alkoholu, dostrzegł również radość w oczach Sylwii.
- To prawda, a jedzonko już gotowe. Oskar podawaj mi talerzyki.  – chcąc ratować przyjaciela, potwierdził jego wersję.
- Okej, a gdzie Thomas? Ten węgiel, a nie jedzenie to jego popis kulinarny?
- Niestety, Bóg nie obdarował go talentem kulinarskim. Dobrze, że chociaż śpiewać potrafi. A wracając do jego gotowania, to przed chwilą nasz kucharz sparzył sobie nogę węglem. – wytłumaczyła Sylwia.
- Co za fajtłapa, żeby spieprzyć karkówkę to już naprawdę trzeba być zdolnym.  -  zaśmiał się . – O wilku mowa, idzie nasz wielki MasterChef. – popatrzył na kuśtykającego Thomasa i na trzymająco go za rękę Laurę.
- I z czego rżysz jak kobyła Piłsudskiego. – zwrócił się Thomas do Oskara.
- Z ciebie i z twojego ślamazarstwa.  Wątpiłem, ale muszę przyznać, że ty to jednak, jesteś uzdolniony wszechstronnie. – dalej nabijał się z przyjaciela.
- Jeszcze jedno słowo, a szukam nowego perkusisty, więc uważaj. – zagroził.
Po tym szantażu, Oskar momentalnie ucichł. Reszta wieczoru minęła w dość przyjemnej i luźnej atmosferze. Chłopaki dalej sobie dogryzali, ale już wyłącznie w celu rozśmieszenia towarzystwa. Na imprezie pojawił się również Dominik, 
ale przyjaciele nie spostrzegli go, gdyż zaczepiła go siedząca przy innym stole koleżanka z klasy. Chciał podejść i się przywitać, ale rozmawiając z dziewczyną, która wydawała się być bardzo sympatyczna, zupełnie o tym zapomniał.
Jeszcze było widno, więc Marco widząc przy brzegu małą łódkę, wpadł na genialny pomysł, aby udać się z Sylwią na intymną wyprawę...

Znowu rozdział tak późno, ale w ogóle nie mogła zabrać się za pisanie, do tego brak motywacji. Zaległości u was po raz kolejny są, dlatego, że miałam problem z dostępem do internetu...
 Dobra koniec narzekań, nawet nie miałam okazji złożyć wam życzeń, ale mam nadzieję, że święta minęły wam w przyjemnej i radosnej atmosferze. Nowy rok, nowe wyzwania, oby ten rok był jeszcze lepszy od poprzedniego, będę chociaż się łudzić. Wszystkiego Najlepszego Dla Was! 
Ach przysiadłam sobie wczoraj do pisania i tak trochę się rozpisałam, więc jak będzie co najmniej 10 komentarzy to dam kolejny rozdział, może do środy do moich urodzin coś się uzbiera. :) Wydaję mi się, że tamten rozdział będzie ciekawszy. Potrzebuję motywacji, chcę wiedzieć czy mam dalej pisać :/ Zabieram się za wasze blogi i za pisanie 18 rozdziału. Już nie przynudzam. :) Pozdrawiam cieplutko :*