niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 18

Zagubienie, ogólna pustka, a w końcu głęboka rozpacz. To uczucia, które w tej chwili targały młodym piłkarzem. Wahał się jak dalej postąpić. Wiedział, że relacja którą budowali przez kilka miesięcy, właśnie została pogrzebana. Zranił ją jak jeszcze nikt inny. Zrozumiał, a właściwie wmówił sobie, że nic już nie da rady zrobić z ich miłością, że już jej nie zobaczy i że musi lada chwila wyjechać z Dortmundu. Telefon od lekarza z Moenchengladbach ułatwił mu podjęcie decyzji. Chciał jak najszybciej pogadać z Romanem, dlatego wysłał mu SMS-a z informacją, gdzie się znajduję oraz z prośbą, aby jak najprędzej do niego przyszedł. Wspomniał także, aby dotarł sam. Nie musiał długo czekać, bo przyjaciel zjawił się po pięciu minutach.
- Sorry, że tak długo, ale nie mogłem pozbyć się Oskara. Co za upierdliwy koleś. – rzekł zirytowany. Coś się stało? – zapytał już poważniej.
- Mam nadzieję, że nie szedł za tobą? – zaczął oglądać się za
siebie.
- Spokojnie. Skutecznie go spławiłem. A więc o co chodzi?
- Rozstałem się z Sylwią. – z wielką trudnością przeszło mu to zdanie przez gardło. - Dzwonił doktor Muller z wiadomością, że w Stanach chcą się podjąć mojego leczenia. Już jutro muszę tam być. – Roman stał najwyraźniej zaskoczony takim obrotem akcji, że nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
- To chyba dobre wieści. Mówię oczywiście o twoim leczeniu. Nie powiedziałeś jej prawdy? – zapytał, lecz domyślał się odpowiedzi, w końcu gdyby Sylwia dowiedziała się jak jest naprawdę, to z całą pewnością byłaby teraz przy nim.
- Nie mogłem… Musimy jak najszybciej się stąd wynosić. Im szybciej tym lepiej.
- Ale, że teraz? W środku nocy?
- Roman, nie rozumiesz, że jutro rano wylatuję! Mam samolot o jedenastej! – zaczął wydzierać się na przyjaciela, emocje buzowały w nim nieustannie.
- Dobra, zrozumiałem. Większość towarzystwa się pochlała, więc nie zwrócą na nas uwagi.
- No i dobrze. To będzie szybka akcja. Wsiadamy do samochodu i odjeżdżamy.
Tak jak przypuszczał Roman nikt z gości ich nie spostrzegł.
- Daj kluczyki. Za dużo wypiłeś, żeby prowadzić. – odezwał się Marco, a brunet bez wahania podał mu to co chciał.
Kiedy wsiedli do auta, Marco zaczął tępo wpatrywać się w szybę samochodu.
- Jesteś pewny swojej decyzji? Jeszcze wszystko możesz naprawić, wcale nie jest za późno… - wypowiedź przerwał mu blondyn.
- Roman, proszę cię przestań! – wydarł się.
Przez sekundę ujrzał w myślach obraz, kiedy znowu całuję dziewczynę, wyznaję jej prawdę i przeprasza. Serce podpowiadało mu, aby rzucić wszystko i biec co tchu do pokoju, gdzie aktualnie przebywa dziewczyna, niestety rozum zmusił go do przekręcenia klucza w stacyjce i ruszenia w drogę powrotną. Robił to wbrew swojej woli, wbrew ich miłości. Została mu jedynie gorycz, której za nic w życiu nie mógł przetrawić.

***

(Wiedziała, że ich miłość nie może tak po prostu się skończyć. Dlatego, kiedy ujrzała go stojącego w drzwiach, ze łzami w oczach rzuciła mu się w ramiona. Po chwili już nie płakała, była szczęśliwa, że chłopak do niej wrócił, że jej nie zostawił. Teraz pojęła, że ich miłości nie da się ot tak zniszczyć. Jest zbyt silna, zbyt ważna, a wręcz nierozerwalna. Jedyne słowo, na które stać było chłopaka, to krótkie „przepraszam”. Odpowiedzią dziewczyny na przeprosiny blondyna był delikatny i subtelny pocałunek. Z każdym muśnięciem warg atmosfera się podgrzewała. W powietrzu unosiła się nutka pożądania. Oboje nią kipieli. Dziewczyna wyczuwała męski i bardzo dobrze jej znany zapach perfum piłkarza, który zawsze
działał na jej zmysły. Wziął ją na ręce i powędrował prosto do sypialni, gdzie stało spore czerwone łóżko z baldachimem u góry w nowoczesnym stylu. Odgarnął z niego wszystkie zapłakane chusteczki i delikatnie położył ją na czystej białej pościeli. Dołączył do brunetki, a chwilę potem zwróceni ku sobie klęczeli na środku łoża, nie przestając się całować. Rękoma wędrował pod jej bluzką, obróciła się do niego tyłem i zaczął gładzić jej piersi. Dziewczyna zamykając oczy, nie mogła powstrzymać namiętności, która ją ogarnęła, pierwszy raz pozwoliła chłopakowi na dotykanie jej krągłości. Marco powolnym ruchem zdjął z dziewczyny niebieską bluzeczkę, zostawiając ją w samym koronkowym staniku i krótkich spodenkach. Z tym ostatnim poradziła sobie sama i w ten sposób została w samej bieliźnie. Potem pomogła blondynowi. Rozpięła jego białą koszulę, aż zadrżała dotykając jego pięknie wyrzeźbionego ciała. Chłopak tylko się uśmiechnął. Ułożył brunetkę na niewysokiej poduszce, a sam nachylając się nad nią, wpijał się w jej szyję. Całował każdy centymetr jej ciała, z czułością i z wielkim uczuciem gładził je. Czuła się jak w bajce, jak księżniczka, wreszcie doceniona. Jakby nic inne nie miało znaczenia)

***

Cały czar prysł, kiedy usłyszała głośne pukanie do drzwi. Otworzyła oczy i doznała wielkiego rozczarowania, ogromnego zawodu. Na tyle wstrząsającego, że po jej twarzy znowu zaczęły spływać ciężkie łzy. Sytuacja, w której brała udział jeszcze przed sekundą była jedynie snem. Snem na tyle realistycznym, że wydawał jej się rzeczywistością.
Marco wcale nie wrócił do mnie, wcale go tu nie było! – zaczęła krzyczeć i rzucać poduszkami na wszystkie strony.
Pukanie nie ustępowało, więc rozżalona podbiegła do drzwi i wpuściła nieproszonych gości. Do ostatniej sekundy, miała nadzieję, że to Marco. W wejściu ukazali się jednak Thomas i Oskar.
- Sylwia, w końcu! Już miałem wzywać policję! – odezwał się Oskar.
- Kochanie co ci jest? Czemu płaczesz? Tak się o ciebie martwiłem. – podszedł do nastolatki Thomas, ona bez wahania wpadła w jego objęcia.
- Gdziiee jeest Maarcoo? – zanosiła się płaczem.
- Nie wiem skarbie. Po aucie Romana nie ma ani śladu.
- Nieee!!! On nie mógł mi tego zrobić! Nie on! – wrzeszczała wniebogłosy.
- Sylwuś, możesz mi powiedzieć o co chodzi? Proszę cię.
Najpierw nie chciała z nim rozmawiać, ale po krótkich namowach przyjaciela postanowiła opowiedzieć mu o wczorajszym zdarzeniu. Z ogromnym wysiłkiem zdała przyjacielowi całą relację. Bez przerwy szlochała, głos jej się załamywał, wszystko to było dla niej jedną wielką udręką.
- Zabije gnoja! Powyrywam mu nogi z dupy! – darł się Kranz.
Całej sytuacji przyglądał się Oskar. Wysłuchiwał niezdarnych zdań wypowiadanych przez nastolatkę. Coś mu świtało, czuł jakby miał deja vu. Jakby coś już wiedział na ten temat. Wszystko przyćmiewał okropny kac, który dawał o sobie znać jak tylko się obudził. Próbował się skoncentrować i wytężyć mózg, aby jego pamięć z wczorajszego dnia wróciła.
- Zaraz! Mam! Wiedziałem, że gdzieś już to słyszałem! – zaczął wyć Oskar, pozostała dwójka patrzyła na niego jak na opętanego.
- Sorry Osk, ale nie czas na twoje bezsensowne historie. Mógłbyś zamknąć drzwi i najlepiej udać się jak najdalej stąd. To nie twoja sprawa.
- Jak chcesz, ale myślę, że mam informację, która może być istotna. Tu chodzi o Marco.
- Już ci coś powiedziałem. Wyjazd stąd!
- Uspokój się! Oskar, zaczekaj. Co chcesz mi powiedzieć? - patrzyła mu prosto w ocz
- No więc, wczoraj piłem sobie z Romkiem i w jakimś momencie dostał wiadomość. Mówił, że musi na chwileczkę iść i że zaraz wróci. No, a że mi zachciało się lać, to poszedłem za nim. Zatrzymywał mnie, ale i tak postawiłem na swoim. Było tak ciemno, że idąc wpadłem do jakiejś dziury w krzaki. Kiedy z nich wyszedłem, znalazłem się blisko brzegu. Oparłem się o drzewo i kilka metrów dalej zobaczyłem, stojących Marco i Romana. Obaj byli zdenerwowani, nie słyszałem co mówią. Jedyne co doszło do moich uszu to słowa Marco, że jutro gdzieś wylatuje i chyba o jedenastej, ale mogę się mylić. Po tym zajściu film mi się urwał, nic nie pamiętam. Uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć. – zakończył swoją opowieść Oskar.
- To dla mnie bardzo ważne. Wielkie dzięki! Która godzina? – zaczęła nerwowo rozglądać się za zegarkiem.
- Już dziewiąta.
- O kurwa! Muszę się tam dostać. Mając taką wiedzę, nie mogę tak łatwo zrezygnować. – mówiła z determinacją.
- Zgłupiałaś? Po tym wszystkim co ci ten gnój zrobił? – dziwił się Thomas.
- Jak go kocham, nie rozumiesz. Jeżeli naprawdę się kogoś kocha, to trzeba o niego walczyć.  Nie chcę potem żałować, że tego nie zrobiłam.
- Tylko jest problem. Jak ty tam dojedziesz? My z rana chlapnęliśmy sobie lampkę malibu. - wspomniał speszony Oskar
-  Muszę tam jechać. Zrobię wszystko co w mojej mocy! – zgarnęła torebkę i wybiegła z pokoju.
Na szczęście okazało się, że do miasta wraca Laura i że może ją podwieźć. Będąc już w Dortmundzie dziewczyna Thomasa, zawiozła nastolatkę na stację kolejową. Pożegnały się, po czym Sylwia udała się do kasy po bilet na autobus. Tam też nie musiała długo czekać, bo za kwadrans nadjechał wyczekiwany autokar. Jak na razie wszystko szło po jej myśli. Na miejsce miała dojechać za godzinę. Nie zostało jej za wiele czasu. Bała się, że nie znając miasta, może nie trafić na tamtejsze lotnisko. Wyglądała okropnie. Oczy nadal podpuchnięte, załzawione i na dodatek przekrwione. Na ubranie także nie zwróciła wcześniej uwagi, siedziała w pomiętolonej koszulce i w krótkich jeansowych spodenkach z wczorajszego dnia. Nic nie jadła, nic nie piła, nawet przez chwilę, nie pomyślała o jedzeniu. W tej sytuacji każda minuta była dla niej na wagę złota. Zależało jej jedynie na tym, aby zatrzymać Marco przed czasem...




Dałam ciała na całej linii, zdaję sobie z tego sprawę. Po raz kolejny muszę Was przepraszać. Zaniedbałam swojego bloga jak i Wasze po całości. Mówiąc szczerze to w ostatnim czasie nie miałam nawet siły pisać ani czytać. Wszystko ze względu na moją chorą ambicję, za dużo wzięłam na siebie obowiązków w szkole i teraz to wszystko mi się odbija. Rozdział pojawił się tylko, dlatego, że usiadłam przy komputerze wczoraj i o dziwo coś napisałam. Szczerze zatęskniłam za pisaniem, to naprawdę sprawia mi przyjemność. Jestem ciekawa czy w ogóle znajdzie się jeszcze jakaś osoba, która to przeczyta. Głupio się czuję z tym czuję, bo wiem że obiecałam nadrobić rozdziały u Was. Nie wiem czy zdołam to naprawić, ale małymi kroczkami może coś zdziałam. Wiem, że chcę pisać dalej i mam nadzieję, że czas mi na to pozwoli. Jeśli ktoś chce, abym kontynuowała, chociaż wcale na to nie liczę niech zostawi po sobie jakiś ślad. Pozdrawiam, Sylwia :*