niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 14

Po wyjściu ze szpitala całe popołudnie szwendał się bez celu po zatłoczonym Moenchengladbach. Mijając szczęśliwą rodzinę z dziećmi, jego kąciki ust odruchowo się uniosły. Rodzice od dziecka wpajali mu, jak ważną wartością w życiu człowieka jest rodzina. Marzył, aby w przyszłości założyć swoją, z gromadką potomstwa i kochającą go żoną. Usiadł na ławce w parku i zaczął obserwować bawiące się dzieci. W jego stronę podbiegł kilkuletni chłopczyk, który chciał odzyskać wykopaną wcześniej piłkę. Marco podniósł pożądany przedmiot, chcąc oddać go chłopcu.
- To chyba twoje. - rzekł z uśmiechem podając dziecku piłkę.
- Dziękuje baldzo, a mozie chcie pan zaglać ze mno. Bo dzieci nie chcio się zie mno bawić. - odparł ze smutną minką mały blondynek.
- Oczywiście, że z tobą zagram. - skierował się za chłopczykiem.
Dotarli na boisko, gdzie przebywał chłopiec i zaczęli udawać, że rozgrywają prawdziwy mecz. Reus swoją postawą sprawił dziecku wielką radość. Kiedy oboje opadli z sił, usiedli opierając się o bramkę.
- Coś czuję, że wyrośnie z ciebie prawdziwy piłkarz.
- Baldzo chciałbym, piłka to moje zicie. Jak pan to lobi, zie pan tak dobzie gla? - zapytał zaciekawiony.
- Bo tak się składa, że jestem zawodowym piłkarzem i prawie codziennie muszę tranować. - wyjaśnił.
- Naplawde? A moge dośtać od pana autoglaf? - chłopiec skakał z radości.
- Jasne mały, nawet ze specjalną dedykacją. Jak masz na imię? - poczochrał blondynka po włosach.
- Mam ćtely latka i jeśtem Jasio. - chłopczyk wyciągnął z plecaczka czarny marker, następnie podał piłkarzowi, dzięki czemu Reus podpisał się na jego piłce.
- Proszę, Jasiu. A czemu tak właściwie jesteś tutaj sam? 
- Bawiłem sie z Alo, ale uciekła, kiedy powiedziałem jej, zie jeśtem choly i mam laka. - rzekł przygnębiony.
Tymi słowami całkiem rozbił piłkarza. Zszokowany chłopak nie wiedział co ma powiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że tak małe dziecko, dotyka tak paskudna choroba.
- O właśnie idzie moja mamcia. - podbiegł uradowany do nadchodzącej szatynki.
- Jasiu, gdzieś ty się podziewał, miałeś bawić się z koleżanką, a nie rozmawiać z obcymi. - zdenerwowała się.
- Psieplasiam mamusiu. Ale pan Malko tylko zie mną glał, to naplawde plawdziwy piłkaź. Nie gniewaj sie na mie. Moziemy jeście chwile tu zośtać. - błagał matkę.
- Dobrze, nie będę. Musisz mi jednak obiecać, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Zostaniemy chwilkę, ale pamiętaj, że zaraz musimy wracać do szpitala. - oznajmiła, podając dziecku watę cukrową.
- Obieciuje. Musiś poźnać tego pana. Jeśt baldzo miły i fajny i nawet dał mi śwój autoglaf. - pociągnął matkę za rękę, a sam udał się na bujawkę.
- Dzień dobry, jestem mamo Jasia. Dziękuję, że pograł pan z małym, już dawno nie był tak szczęśliwy. 
- To naprawdę świetne dziecko i w dodatku takie mądre. Tylko nie dociera do mnie fakt jego choroby.
- Życie naprawdę daje pożądnego kopa. - do jej oczu napłynęły słone łzy. - Miesięc temu dowiedziałam się, że jest ciężko chory. Lekarze dają mu wielkie nadzieję na wyzdrowienie, ale potrzebna jest spora suma pieniędzy. 
- Naprawdę niech pani się nie martwi o pieniądze. Niedługo mały wyzdrowieje i wszystko wróci do normy. - starał się pocieszyć matkę chłopca.
- Dziękuję bardzo i przepraszam, że Jasio zajął panu czas.
- Nie ma sprawy, to była dla mnie czysta przyjemność. 
- Jasiu, chodź tutaj. Musimy już wracać. - zawołała rodzicielka.
- Chciałbym, jeście poloźmawiać z panem Malko.
- Tak, słucham cię mały.
- Niech pan się nie martwi o mie, ja niedługo wyźdlowieje, bo sie nigdy nie poddam.
- No pewnie brzdącu. Jak wyzdrowiejesz to przyjdziesz pograć do mnie na stadion z prawdziwymi piłkarzami.
- Ale śupel. Dziekuje panu.
- Dobrze kochanie musimy już iść. 
- Ćeść i do ziobacienia. - przybił piątkę z piłkarzem.
- Trzymaj się. - Marco pożegnał chłopczyka uśmiechem.

***

Po kilku minutach wrócił do domu, zaparkował auto w garażu i nie wchodząc do domu, spoczął na schodach przed drzwiami. Znowu zaczął rozmyślać o przyszłości. Choroba małego Jasia jeszcze bardziej go przybiła. Za główny cel postawił sobie pomoc choremu dziecku, dlatego też zdecydował, że anonimowo przekaże pieniądze na leczenie chłopca. Tak młody chłopczyk wyznał mu, że nie wolno się poddawać, że zawsze trzeba walczyć do końca. Dla Marco nie było to takie proste, jego umysł zawładnęły czarne myśli, których za wszelką cenę nie mógł odpędzić.
Chciał wreszcie wejść do środka, lecz spostrzegł nadjeżdżający samochód Romana. 
- Stary w końcu cię złapałem. W ogóle nie odbierasz ode mnie telefonów. Byłem popołudniu ze dwa razy i co, pocałowałem klamkę. - oznajmił, otwierając furtkę. - Co się z tobą ostatnio dzieje, miałeś przyjść rano na trening.
- Nie przyszłem i pewnie już nigdy nie przyjdę. - odparł obojętnym tonem.
- Marco, co ty gadasz?  Czy ciebie do reszty pogięło? O co ci chodzi? - dociekał przyjaciel. - Po raz kolejny tęsknisz za Sylwią. - odparł lekko zirytowany.
- Tęsknię i do końca życia będę za nią tęsknił. - mówiąc to zaszkliły mu się oczy.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci do cholery chodzi, przecież jestem twoim przyjacielem.
Postanowił dłużej nie tłumić tego w sobie i wyznać Romanowi prawdę, jemu zdycydowanie może zaufać.
- Chcesz wiedzieć? Więc, jestem śmiertelnie chory! Dlatego już więcej nie zagram, już więcej jej nie zobaczę. Rozumiesz?
Zatkało go, ale postanowił za wszelką cenę wspierać blondyna.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Jesteś zdołowany, a ja zamiast ci pomóc, swoim zachowaniem jeszcze bardziej pogarszam twój stan psychiczny. Po prostu nie spodziewałem się tego. Przecież musi istnieć jakaś szansa, jakieś leczenie, nie wiem cokolwiek. 
Jedyną nadzieją na przeżycie jest leczenie w Stanach.
Stary, kompletnie nie wiem co mam robić. Najgorsze jest to, że na zawsze stracę Sylwię. Tak bardzo ją kocham...
- Nie chcesz jej powiedzieć o chorobie? Nie możesz tak postąpić, ona musi o tym wiedzieć. Chcesz, aby cierpiała?
- Nie mogę zrujnować jej życia. Wyobrażasz sobie co by było, gdyby chciała lecieć za mną. Przecież ona niedługo zaczyna szkołę. Wykluczone, ona nie może się o tym dowiedzieć.
Nie pozwolę, aby patrzyła jak umieram...
- Co ty w ogóle wygadujesz? W takich okolicznościach powinna być przy tobie i cię wspierać.
- Leczenie trwa sześć miesięcy, to czas który o wszystkim zadecyduje. Wyjścia są dwa albo przeżyję, albo umrę.
- Chcesz zostawić ją samą na pół roku bez żadnego wyjaśnienia? 
- Nie dopuszczam innego rozwiązania. Chciałbym choć jeszcze raz się z nią spotkać. Jeden jedyny raz... 
- Jesteś strasznym egoistą...
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
- Nie rozumiem cię, ale możesz na mnie liczyć... Nie pisnę ani słówka... Co w ogóle zamierzasz zrobić?
- Sam nie wiem, kłamstwa będą nieuniknione. Nie mam pojęcia w jaki sposób to odegrać? Nie potrafiłbym jej powiedzieć prosto w oczy, że jej nie kocham albo, że mam inną.
- Ja nadal jestem zdania, że powinna znać prawdę.
- Muszę jeszcze przed wylotem do niej pojechać, ale prawdziwego powodu wyjazdu jej nie wyjawię...

  ***

Dzień przed szkołą Sylwia postanowiła spotkać się z Dominikiem. Nie chciała ostatniego wieczoru wakacji spędzać samotnie w domu, dlatego też zaprosiła chłopaka do siebie. Ojciec Sylwii akurat wyjechał w interesach, zaś jej matka wróciła na tydzień do Polski. Ostatnimi czasy nastolatkowie bardzo się do siebie zbliżyli. Sylwia spokojnie mogła nazywać Dominika swoim przyjacielem. Przebrała się, a chwilę potem usłyszała dzwonek do drzwi.
- Cześć. - odparł nieśmiało.
- Hej. Świetnie, że już jesteś. - zaprosiła chłopaka do środka.
- Przyniosłem pizzę, gdzie mam ją położyć.
- Tak się składa, że już jedną zamówiłam. - wskazała na opakowanie leżące na stole.
- Ee damy radę. Najwyżej nie zmieścisz się jutro w ubranka do szkoły. - zażartował.
- Ranisz... To było chamskie. Dobra nie będę się gniewać. Siadaj na kanapie, wybierz jakiś film, a ja przygotuję talerze i coś do picia. - oznajmiła udając się do kuchni.
- Masz same horrory? - zapytał zdziwiony.
- W sumie jest jeszcze jakaś komedia romantyczna, ale przeczuwam, że taki gatunek cię nie kręci.
- Zdecydowanie wolę to pierwsze. Może coś o wampirach? - pokazał dziewczynie opakowanie.
- Ok, nawet go nie oglądałam. - usiadła obok chłopaka.
Zanim włączyli film zajadali się pięknie pachnącą pizzą, rozmawiając o jutrzejszym dniu.
- Cieszę się, że będziemy razem w klasie. 
- Ja też... ale i tak obawiam się tej szkoły. Boję się, że znowu będę poniżany... - zaczął spuszczając głowę w dół.
- Dominik, nie martw się, na pewno będzie dobrze. Razem damy radę. - próbowała wspomóc kolegę.
- Dzięki, nie wiem co bym bez ciebie zrobił... - dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się.
- To co załączamy nasz mega hit?
- Pierwszy raz widzę dziewczynę, lubiącą horrory. - odparł zdziwiony.
- No co... Lubię oczuwać emocje związane ze strachem...
Po dwóch godzinach film skończył się. Sylwia nadal siedziała z przerażeniem w oczach, z czego chłopak miał niezły ubaw.
- Nie śmiej się ze mnie... Te wszystkie krwiożercze wamipiry naprawdę były straszne... Nie usnę dzisiaj... - 
- Oj bez przesady. Wiesz, ja będę już się zbierał. Późno już, a trzeba wcześniej wstać. - wstał z kanapy
- O tej porze, przecież możesz przenocować u mnie, a jutro rano, wstąpimy do ciebie po ubrania.
- No nie wiem... Jesteś pewna?
- Chcesz mnie zostawić samą w domu pełnym wampirów? Ktoś w końcu musi mnie obronić. - dodała oburzona.
- No jak tak bardzo nalegasz to zostanę.
- Wspaniale! Więc ja przęśpię się w sypialni rodziców, a ty będziesz spać u mnie w pokoju.
Po godzinie jedenastej wykąpani, udali się do swoich łóżek. Dziewczna za nic w świecie nie mogła usnąć. Leżała wiercąc się i przewracając z boku na bok. Będąc w ciągłym strachu zasłoniła głowę kołdrą, myśląc, że ten w sposób uda jej się zasnąć. Nagle usłyszała dziwny szmer i odgłos drapania pazurami jej kota o ścianę. Nie wytrzmała nerwowo, zabrała kołdrę i szybkim krokiem pomknęła do pokoju, w którym znajdował się chłopak.
- Psst... Dominik, śpisz już? 
- Jeszcze nie. Tak myślałem, że niedługo tutaj zawitasz. - zaczął chichotać.
- No widzisz jak ty mnie dobrze znasz. Mogę spać z tobą, bo tam za żadne skarby nie usnę. - grzecznie poprosiła.
- Ok, obyś tylko nie chrapała, bo wtedy ja nie zmrużę ani oka. 
- Nie, no co ty. Ja nigdy nie chrapię. - zaprzeczała, choć prawda była inna.
- Wskakuj do łóżka, bo już grubo po północy. - położyła się obok bruneta.
- Słodkich snów Dominiczku. 
- Nawzajem. Śpij dobrze....


Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam wcześniej czasu. Rozdział nie wyszedł mi zbytnio, ale jakoś nie mam ostatnio weny. Chciałabym Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze, one wiele dla mnie znaczą. Czeka mnie ciężki tydzień, kolejny zapowiada się podobnie, więc nie wiem, kiedy uda mi się napisąć następny rozdział. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie. Czekam na Wasze opinię, zostawcie po sobie ślad. Pozdrawiam cieplutko :*

+ Polecam świetnie zaczynającego się bloga. Naprawdę warto zajrzeć. :)
http://we-happened.blogspot.com

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 13

Usiadła na ławce przed domem, myśląc co będzie dalej. Jasne było, że po tych wszystkich latach nie chce wracać do Polski. Przecież niby po co miałaby tam znowu wracać? Spędziła tam dzieciństwo, ale rozdział, który przeżyła w polskim kraju to przeszłość. Chciała spełniać swoje marzenia za granicą. Jak wyglądałoby jej życie w stolicy? W Polsce czekałaby na nią szara rzeczywistość, brak przyszłości. Właśnie z tego powodu jej rodzice i ona zamieszkali w Niemczech. Tutaj w porównaniu do Polski, ojciec Sylwii bez problemu odnalazł pracę. Nade wszystko kierowali się rozwojem edukacyjnym córki, lepsza szkoła, lepsze perspektywy. Dziewczyna podjęła ostateczną decyzję. Choćby matka chciała ją tam zaciągnąć siłą, ona się stąd nie ruszy...
Tymczasem usłyszała donośny stukot obcasów. To była jej matka…
- Sylwuniu, posłuchaj mnie... Wiem, że rozwód rodziców to dla dziecka ogromny cios, ale naprawdę tak będzie dla nas najlepiej... - brunetka odruchowo się podniosła.
- Dla nas? Przecież ty nigdy nie liczyłaś się z moimi uczuciami! Nie wiesz, co ja czuję. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie w tym momencie ranisz. Czy ty kiedykolwiek zapytałaś mnie o zdanie? - zaczęła krzyczeć, a z jej oczu zaczęły kapać pojedyncze łzy.
- Kochanie, nie rozumiem co ty do mnie mówisz... Ale... - odparła zdezorientowana matka.
- Zawsze traktowaliście mnie jak małą dziewczynkę, jednak teraz jestem już prawie dorosła. Mam swój rozum i nie będziesz decydować o mojej przyszłości. Czy ci się podoba, czy nie, ja zostaję tutaj. - przerwała matce. Zachowujesz się jakbyś w ogóle nie miała uczuć. Przestańcie traktować mnie jak dziecko! - rzuciła na odchodne, wracając do swojego pokoju, tym samym zostawiając zapłakaną matkę samą. Bolały ją wszystkie słowa córki. Nie chciała być złą matką, kochała Sylwię nad życie. Przed narodzinami nastolatki nie znała słowa szczęście, jej byt nie miał najmniejszego sensu. Jej świat nabrał barw, kiedy po raz pierwszy na sali porodowej, ujrzała małą istotką, dzięki której poczuła, że ma dla kogo żyć. Być może teraz czuje, że popełniła gdzieś błąd. Może to tylko dla niej, powrót byłby najlepszym wyjściem. Po dwudziestu latach małżeństwa chce je bezpowrotnie zakończyć. Jej zachowanie można wytłumaczyć w jeden sposób, zaślepiona swoimi problemami małżeńskimi, zaniedbała relacje z własnym dzieckiem. Zachowała się samolubnie, ale czy zdoła to naprawić? 


***

Po raz kolejny obudził się z nieustającym bólem głowy. Swoje kroki skierował do kuchni, gdzie wziął do ręki leżący na blacie kuchennym telefon. Wybrał wcześniej wyszukany numer na lotnisko i zamówił lot. Wczoraj jak zwykle o tej samej porze zadzwonił do Sylwii. W jej głosie od razu poczuł smutek i przygnębienie. Przez telefon nie chciała z nim rozmawiać, w ogóle nie była za rozmowna. Jako, że jest jej chłopakiem i bardzo ją kocha, za wszelką cenę będzie starał się jej pomóc i na każdym kroku wspierać. Z racji tego, że drużyna ma wolne od treningów, postanowił pojechać do Dortmundu i odwiedzić swoją dziewczynę...
Po godzinnym opóźnieniu doleciał na miejsce. Sylwia już na niego czekała. Siedziała ze spuszczoną głową, tępo wpatrując się w wyświetlacz telefonu. W jej oczach można było dostrzec ogólne rozbicie i rozczarowanie. Prawdopodobnie myślała, że chłopak się już nie zjawi, kiedy poczuła subtelny dotyk dłoni na swoim karku, jej nadzieja odrodziła się na nowo. Na jej twarzy momentalnie zagościł promienny uśmiech. Tak bardzo za nim tęskniła. Z każdym dniem ich  miłość stawała się coraz silniejsza i to właśnie tęsknota pogłębiała ich związek , to uczucie kiedy uświadamiasz sobie jak bardzo brakuje ci tej drugiej połówki. Największą nagrodą tego bolesnego cierpienia jest widok uśmiechniętej osoby, która bez przerwy zaprząta twoje myśli. Codzienne rozmowy telefoniczne nie oddadzą całej atmosfery, którą doświadczamy przy spotkaniu twarzą w twarz.
Kiedy po długim oczekiwaniu, spotykasz osobę, do której usychasz z tęsknoty, jeszcze bardziej doceniasz jej obecność…
Przez kilka minut żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Usiadł obok dziewczyny, wpatrując się w jej błękitne jak zburzony ocean tęczówki. Była szczęśliwa, że po tak długiej rozłące, jej ból zostanie ukojony.
- Tęskniłaś chociaż troszkę? – zapytał lekko ściskając jej dłoń.
- Troszkę? Co to za pytanie? Umierałam z tęsknoty.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało. – delikatnie dotknął jej rozgrzanego policzka.
Przysunął się jeszcze bliżej, zmniejszając dzielącą odległość ich ciał,  po czym złożył na jej ustach namiętny, pełen miłości pocałunek.
- Spełniasz moje marzenia. – wyznała tuląc piłkarza.
- Kruszynko, to ty jesteś moim marzeniem. Nie mogłem zostawić cię samej z problemami.
- Jeszcze do niedawna tak się kochali… A teraz nie ma dnia, żeby się nie kłócili… A w dodatku wymysł matki o przeprowadzce do Polski… Ja już naprawdę nie mam na nich siły…
- Wiesz, chciałbym ci pomóc. Na pewno istnieje jakieś wyjście z tej całej sytuacji. Ludzie tak bez powodu się nie rozstają. Musi istnieć przyczyna, która zadecydowała o rozpadzie ich małżeństwa. Może jest jeszcze szansa, że dojdą do porozumienia. Z tego co mi opowiadałaś,
bardzo wiele razem przeżyli. Wieloletnie uczucie nie wygasa tak po prostu.
- Nie dopuszczę do tego rozwodu… Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ich uczucia na nowo odżyły... Stare wspomnienia, to klucz do rozwiązania ich kryzysu. Spędzili razem połowę swojego życia, nie można tego zmarnować. Dziękuję ci za pomoc. Jesteś naprawdę cudowny. Cieszę się, że mam cię tu obok. – cmoknęła chłopaka w policzek.
-Nie zrobiłem nic specjalnego, ale serce się raduje, widząc twój długo wyczekiwany uśmiech.
Obiecaj mi, że  nie będziesz już smutna. – odruchowo uniosła kąciki ust.  
– Pamiętaj jestem wrażliwy, jeżeli uronisz choć jedną łzę, będę płakał razem z tobą.
Nagle usłyszeli głośne wibracje dochodzące z torebki dziewczyny. Dostała SMS’a od stęsknionego Thomasa. Okazało się, że przyjaciel zaprasza dziewczynę na pierwszy zagraniczny koncert jego zespołu w Londynie. Z jednej strony rozpierała ją duma, że Thomas spełnia wyznaczone sobie cele, rozwijając karierę. Wspierała go na każdym kroku, jeździła na każdy koncert, ale z drugiej strony ostatni wolny czas wakacji chciała spędzić tylko z Marco…
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony piłkarz.
- Chłopaki nareszcie dostali propozycję koncertu w Londynie. Jutro mają występ. - oznajmiła uradowana.
- Oo widzę, że chłopaki się rozkręcają. Może potrzebują jakiegoś fan clubu. Co byś powiedziała na małą wycieczkę do stolicy Anglii. Byłaś kiedyś w Londynie? 
- Od dziecka o tym marzyłam...
- Niesamowite miasto! Pełne życia, zawsze się coś dzieje. 
Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko?
- Powiem im, że będę z Thomasem, zgodzą się bez problemu. Ufają mu bezgranicznie. Wiedzą, że przy nim zawsze jestem bezpieczna... Marco, muszę powiedzieć ci coś jeszcze... Jak już ci mówiłam rozmawiałam z ojcem na twój temat... Nie popiera naszego związku... Czasami dochodzę do wniosku, że mama ma co do niego rację... Ojciec stał się nieczuły z niewiadomych przyczyn... To bez sensu oceniać kogoś, kogo się nie zna...
- A może jednak coś w tym jest? Twój tata ma wątpliwości, bo może zasługujesz na kogoś lepszego niż ja, kogoś wyjątkowego. Nie jestem idealny, ale wiem, że jesteś moim największym skarbem, a moje serce należy tylko do ciebie, co więcej zostanie twoje na zawsze.
- Masz takie dobre serduszko, mój kochany. Mój tata może krytykować ile chce, mnie to nie interesuję. Proszę cię nie gadaj już więcej głupot, dla mnie jesteś ideałem. Najważniejsze, że ja wiem jaki jesteś naprawdę. Nic więcej do szczęścia nie potrzebuje. Bądź przy mnie, a będę czuła się jak w raju...
-  Kiedy mnie pozna, udowodnię mu, że zasługuje na twoją miłość. Może uda mi się przełamać stereotyp piłkarza. Pewnie z tego względu mnie ocenia. Niestety takie jest życie i trzeba się z tym pogodzić.
- Nie psujmy sobie humoru i nie mówmy już o tym... Proszę cię teraz o jedno, zabierz mnie stąd wreszcie...

***


Następny słoneczny poranek Sylwia i Marco spędzali w jednym z londyńskich hoteli. Wczoraj wczesnym wieczorem dolecieli na miejsce. Nastolatka nie poinformowała rodziców bezpośrednio o swoim wyjeździe. Zostawiła im jedynie kartkę z wyjaśnieniami. Miała nadzieję, że rodzice nie potraktują jej podróży jako ucieczki przed problemami...
- Marco, długo jeszcze będziesz siedzieć w tej łazience? - zapytała zniecierpliwiona brunetka.
- Już wychodzę, jeszcze chwilka. - odparł wykonując powolne ruchy maszynką po prawym odcinku twarzy.
Dokładnie obmył twarz z nadmiaru pianki do golenia, po czym zauważył, że na całym zlewie pojawiła się krew. To był znowu ten okropny krwotok z nosa. Marco coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie może lekceważyć swoich dolegliwości. Jego stan fizyczny pogarsza się z każdym kolejnym dniem. Wiedział, że wizyta u lekarza będzie nieunikniona. Zmył z umywalki czerwoną substancję, aby jego ukochana o niczym się nie dowiedziała. Nie chciał dawać jej kolejnych powodów do zmartwień. 
- Tylko pośpiesz się, bo mamy zaledwie trzy godziny na zwiedzanie - usiadła na krawędzi dokładnie posłanego łóżka.
Nastolatka postanowiła cierpliwie czekać, aż jej chłopak wyjdzie. Wyjęła z walizki miętową sukienkę na ramiączka, a do tego założyła jasnokremowe buty na dziesięciocentymetrowym  obcasie. Włosy zostawiła jak zwykle rozpuszczone, Marco zawsze uwielbiał się nimi bawić.
- Jestem gotowy. - wyszedł z łazienki. - O matko! - zamurowało go.
- Co się stało? - dziewczyna momentalnie podniosła się z łóżka, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała.
- Ale ty ślicznie wyglądasz! Jesteś taka piękna! - podszedł do niej i przyciągnął do siebie.
- Dobra przystojniaku. Nie słódź! - pocałowała go w czółko.
- A może dostanę coś więcej? 
Chciała odpowiedzieć, ale zanim zdążyła się odezwać on wpił się w jej usta. 
- Ej, nie obiecałeś mi przypadkiem pokazać Londynu? - zapytała odklejając się od ust chłopaka.
- Dobra, dobra już idziemy... Jeżeli obiecałem to muszę spełnić swą obietnicę, ale to co zaczęliśmy mam nadzieję, że dokończymy. - z kwaśną miną złapał dziewczynę za rękę, prowadząc w stronę drzwi. 
- Skarbie, nie smutaj, noc jeszcze młoda.
- Czasami trudno mi uwierzyć, że jestem takim szczęściarzem. - zaczął się szczerzyć i po raz kolejny obdarował dziewczynę namiętnym całusem...
Piętnaście minut później wyszli z hotelu. Ich głównym i zarazem pierwszym celem był London Eye. Marco uznał, że nastolatka musi ujrzeć to miasto z góry. Rzeczywiście widoki były niesamowite. Sylwia była zachwycona, że w końcu jej marzenia się spełniają. Pomimo problemów rodzinnych czuję, że nic do szczęścia jej nie potrzeba. Wystarczy, że piłkarz będzie obok, a przy nim wszystkie kłopoty znikają. Wtedy liczy się tylko on i ona, dwoje zakochanych, którzy nie widzą świata poza sobą.
- Marco? Powiedz mi szczerze. Zastanawiałeś co będzie z nami dalej? - dziewczyna popatrzyła w oczy piłkarza.
- Wiesz o czym tak naprawdę marzę? Abyś codziennie była blisko mnie. Pragnę każdego dnia budzić się i zasypiać przy tobie. Chciałbym móc cię uszczęśliwić, aby zawsze na twej twarzy widniał ten uroczy uśmiech, którym właśnie mnie obdarowujesz. - zarumieniła się.
- Obym tylko przeżyła te trzy lata liceum... - ciężko westchnęła
- Nie wiem jak ty, ale moja wizja jest taka, skończysz szkołę średnią, a potem wyjedziemy gdzieś za granicę. Ty podejmiesz studia, a ja dalej będę rozwijał się piłkarską. Zamieszkamy razem i dalej będziemy szczęśliwi, jednak jeszcze bardziej, a dlaczego? Bo w końcu... tęsknota będzie nam obca...
- Podobają mi się twoje plany, nawet bardzo. Wystarczy tylko czekać, aż zleci czas. Pocieszeniem jest to, że płynie nieubłagalnie szybko.
- Wytrzymamy to, zobaczysz. A później już na zawsze razem. Tylko ty i ja. - objął dziewczynę w pasie i z całych sił wtulił się w jej drobne ciało.
Po zejściu na ziemię, pech sprawił, że pogoda popsuła się i zaczął padać ulewny deszcz. Oboje jak najszybciej schowali się w pobliskiej kawiarni, tam odczekali rzęsistą ulewę. Kiedy przestało padać, wyszli ze schronienia i ruszyli w stronę centrum. Zwiedzili kilka naprawdę interesujących miejsc, następnie z powodu późnej godziny udali się do klubu, gdzie chłopaki mieli zagrać koncert...
Około dwunastej w nocy Sylwia i Marco pożegnali cały zespół i postanowili wrócić do hotelu...
Idąc ciemną uliczką londyńskiego parku, zza krzaków wyleciał podejrzany, zamaskowany typ. Niestety dwójka zakochanych nie zauważyła nadchodzącego mężczyzny. Brunet wyrwał z rąk nastolatki skórzaną torebkę, następnie w mgnieniu oka rozpoczął ucieczkę. Marco bez zastanowienia zaczął gonić złodzieja. Bandyta nie miał szans z piłkarzem, blondyn zatrzymał zbira łapiąc go za kaptur kurtki.
Rozpętała się niebezpieczna szarpanina. Reus odzyskał torebkę, lecz na sam koniec otrzymał potężny cios w twarz. Przestraszony złodziej bojąc się uszczerbku na swoim zdrowiu, stchórzył znikając w ciemnych uliczkach opuszczonej dzielnicy. Ranny Marco nie zamierzał udawać się w kolejny pościg...
Tymczasem Sylwia nie wiedziała co robić. Chciała jak najszybciej wezwać policję, jednak jej komórka także została skradziona. Ulica na której się znajdowała była całkiem pusta, nastolatka nie znalazła ani jednej żywej duszy, która mogłaby jej pomóc. Przeraźliwie bała się o swojego chłopaka, że chcąc ratować rzecz materialną, może znaleźć się w grożącym życiu niebezpieczeństwie.
Na szczęście odetchnęła z ulgą, po kilku minutach ujrzała w oddali zamazaną sylwetkę, która wolnym krokiem zbliżała się w jej stronę. Od razu rozpoznała, że to wracający do niej piłkarz. 
Ruszyła w jego stronę, rzucając mu się na szyję.
- Marco, nie rób tego więcej. Przecież mogło coś ci się stać. - oznajmiła, całując chłopaka. 
- Nic mi nie jest. - odparł dotykając policzek nastolatki - To wszystko dla ciebie skarbie.
- O matko! Masz rozcięty łuk brwiowy. - dopiero teraz spostrzegła krew na jego twarzy.
- Mówiłem już, że nic się nie dzieje.
- Musimy jak najszybciej wrócić do hotelu. Trzeba to opatrzeć. - wyznała tamując ranę chusteczką.
- Dobrze, kochanie. Tylko się nie martw.
Na całe szczęście ich nocleg był już niedaleko. Sylwia wzięła chłopaka pod rękę i nieśpiesznym krokiem dotarli do celu.
Tam dziewczyna pędem wpadła do łazienki, łapiąc za pierwszą lepszą apteczkę. Chłopak natomiast podpierając się łokciami leżał na łóżku...
- Już mam. - usiadła obok piłkarza. - Teraz uważaj, bo będzie trochę piekło. - ulała odrobinę wody utlenionej na gazik, dotykając nim ranę blondyna.
- Auć... To szczypie... Sss... - zaczął syczeć z bólu.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz przestanie piec. - pocieszała chłopaka, naklejając na uszkodzone miejsce mały plasterek.
- Jak mnie pocałujesz to nie będę już cierpiał. - spełniła jego prośbę. - Mmm, od razu lepiej się czuję. Jesteś dla mnie najlepszym lekarstwem.
- Jak już z tobą lepiej. To szoruj pod prysznic. 
- Ale zaczekasz na mnie? 
- No jasne, przecież sama muszę się wykąpać.
- Tylko nie zaśnij.
Kiedy chłopak się umył, do łazienki weszła dziewczyna. Oczywiście, jej prysznic trwał znacznie dłużej niż chłopaka. Brunetka nabalsamowała całe ciało olejkiem kokosowym, po czym nałożyła koronkową czerwoną piżamę. Uśmiechnęła się do lustra, poprawiając jeszcze fryzurę i wyszła. Po chwili na jej twarzy pojawiło się lekkie rozczarowanie, gdyż ujrzała śpiącego Marco z książką w ręku. Pewien okres stała, przyglądając się jak wygląda jej ukochany, gdy śpi. Następnie w delikatny sposób wyrwała lekturę z objęć piłkarza, położyła ją na drewnianej szafce nocnej, a sama wpakowała się w ciepłe posłanie. Złożyła na ustach chłopaka słodki pocałunek oraz po raz kolejny wyznała swoje uczucie...


***


Tydzień później po powrocie do Moenchengladbach, Marco postanowił, że nie będzie dłużej zwlekać z czasem i uda się do lekarza. Właśnie dzisiaj miał odebrać wyniki badań, które stwierdzą, co tak naprawdę mu dolega.
Siedział na poczekalni i wyczekiwał na swoją kolej. Miał nadzieję, że jego problemy zdrowotne związane są jedynie ze zwykłym osłabieniem organizmu. Chciał wreszcie poprosić specjalistę o leki, które w końcu zaczną działać. Lekarstwa bez recepty nie przynosiły żadnej poprawy. Po kilku minutach został wezwany do gabinetu.
- Dzień dobry. - wszedł niepewnym krokiem.
- Witam. Pan Reus jak się nie mylę? - piłkarz skinął głową. - Proszę usiąść. - lekarz wskazał na krzesło.
- Dziękuję. - odparł, siadając na wyznaczone miejsce.
- Mam już wyniki serii pańskich badań. W końcu mogę postawić precyzyjną diagnozę. - nabrał powietrza do płuc. - A więc... Nie mam dla pana dobrych wieści...
Na te słowa serce piłkarza zaczęło bić jak oszalałe.
- To znaczy na co jestem chory? - zapytał przestraszony.
- Układowy toczeń trzewny. To bardzo poważna choroba, niekiedy śmiertelna. To tak jakby pańskie ciało usiłowało popełnić samobójstwo. 
Marco nie mógł w to uwierzyć. Wszystko co mówił lekarz brzmiało jak najgorszy sen jego życia. Niestety to nie był tylko sen. To okrutna rzeczywistość...
- Czy istnieje jakiś sposób leczenia?
- Jedyną nadzieją jest eksperymentalna terapia w Stanach Zjednoczonych. Choroby układu autoimmunologicznego są chorobami występującymi bardzo rzadko. Niedawno słyszałem o teście klinicznym nowych leków w Los Angeles. Jest szansa, ale musi pan jak najszybciej rozpocząć terapię.
- Jak długo? - to jedyne słowa jakie był w stanie wydusić.
- Leczenie trwa od czterech do nawet sześciu miesięcy.
Diagnoza lekarza była dla piłkarza wyrokiem. Miał tyle planów, chciał rozwijać swoją karierę piłkarską, a co najważniejsze chciał być z Sylwią. Przecież, kiedy powie jej o chorobie zniszczy jej życie... Zadecydował, że nie może jej o tym powiedzieć. To zrujnowałoby jej przyszłość, marzenia. 

'' Nigdy nie byłem pewny swych uczuć. Teraz już wiem, że odnalazłem prawdziwą miłość. Czy szczęście nie jest mi dane?
Czy nie zasłużyłem na nie? 
Kiedy wszystko wraca do normy, kiedy w końcu czuję, że mam dla kogo żyć, tracę to wszystko. To co kocham, to na czym mi zależy. Tracę grunt pod nogami. 
To cholerne coś, coś co niszczy mój organizm od środka, zaburza harmonię mego życia. Mój organizm powoli się wyniszcza ,samodzielnie atakuje moje ciało i wszystkie narządy. Działa przeciwko mnie. 
Ta choroba jest nieobliczalna. Jeżeli nie dam rady, stracę nie tylko miłość i karierę, ale nawet ... życie."

Na początku chciałabym was bardzo mocno przeprosić, że przez tak długi okres czasu nie dodawałam żadnego rozdziału. Tak naprawdę rozdział 13 skończyłam właśnie teraz. Kiedy siadałam do pisania, za nic nie mogłam dokończyć go do końca. A to brak czasu, a to brak weny i tak na zmianę.  Ten rozdział chyba jest najdłuższym jaki kiedykolwiek napisałam. Nie wiem czy ktoś jeszcze będzie chciał czytać to opowiadanie, bo nie tylko zawaliłam pisanie, ale także i komentowanie. Naprawdę przez szkołę nie mam czasu wolnego, ledwo co wyrabiam się z wszystkimi lekcjami, napisanie jakiekolwiek rozdziału kosztuję mnie kilka godzin, a nawet kilka dni. Mam ogromne zaległości u was, lecz postaram się stopniowo nadrabiać wasze blogi. Jeżeli nadal chcecie czytać moje wypociny to błagam was o jakiś znak, że mogę jeszcze na was liczyć. To dla mnie bardzo ważne, bo bez was moje pisanie nie ma sensu. Kolejne rozdziały będą już krótkie, ponieważ tym rozdziałem, chciałam odkupić swoje winy spowodowane długą nieobecnością. 
Pozdrawiam serdecznie, Sylwia :*

+ chciałabym Wam serdecznie polecić bloga pewnej wspaniałej pisarki, która ma ogromny talent. Jej opowiadanie jest nieziemskie! Czytajcie, bo naprawdę warto!
http://borussia-champions.blogspot.com


Jeżeli przeczytałeś, proszę zostaw swój ślad w postaci komentarza!






Nie spodziewałam się, aż tak wysokiego wyniku. 6:1 i to ze Stuttgartem! Po prostu cudo, nic dodać nic ująć. :D 
KOCHAM ICH!