niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 15

Przebudziła się chwilę przed dźwiękiem alarmu budzika, który miał przerwać jej sen. Kilka razy szeroko ziewnęła, po czym leniwie z ociąganiem wstała z łóżka. Dominik nadal słodko spał, więc nie chciała go brutalnie zrywać. Sama nie lubiła jak matka lub ojciec wrzeszczeli jej do ucha, aby wstawała do szkoły. Koszmarne uczucie. Postanowiła, że da mu jeszcze dziesięć minut. Jeżeli po tym czasie nie wstanie zedrze z niego kołdrę. W końcu nie mogą spóźnić się pierwszego dnia szkoły. Nałożyła na siebie szlafrok, ulubione kapcie, a potem prędko popędziła do łazienki, aby wziąć orzeźwiający prysznic, który nieco ją przebudzi. Choć w wakacje była strasznym śpiochem, teraz zmuszona jest przestawić swój organizm na godziny poranne. Zawsze miała z tym problem. Ale trudno się dziwić, nikt nie lubi wyrywać się z ciepłego i przytulnego łóżeczka. Toaleta zajęła jej więcej niż przypuszczała, dlatego z łazienki wyszła po około dwudziestu minutach. Wyglądała już nieco lepiej niż po przebudzeniu. O dziwo, patrząc na łóżko, nie zauważyła w nim Dominika, który jeszcze do niedawna smacznie sobie drzemał. Posłanie było równiutko zaścielone, jak nigdy. Nie oszukujmy się, dziewczyna nie była zbytnim czyścioszkiem. Matka zarządzając generalne porządki, nie miała zbytniej pomocy, gdyż dziewczyna nie raz zasłaniała się nauką.  Odłożyła zbędne ubrania do kosza z praniem, a sama skierowała się na dół, w celu odnalezienia przyjaciela. Tak jak myślała, nastolatek próbował przyrządzić jakieś śniadanie. Widząc dziewczynę poczuł lekkie zakłopotanie.
- Wybacz, że tak się rozgościłem. Chciałem zrobić coś do jedzenia, ale stać mnie tylko na zrobienie kanapek z dżemem. – zrobił nietęgą minę.
- Eee tam… Czuj się jak u siebie w domu. – wyszczerzyła się, siadając do stołu. – A kanapki z dżemem uwielbiam.
- Poczekaj, mam jeszcze dzbanek z kawą zbożową. – wstał od stołu, podszedł po naczynie i zaczął powolnym strumieniem nalewać gorący napój do obu filiżanek.
- I jak ci się spało? Tak, w ogóle to dzięki, że ze mną zostałeś. Nawet nie wiesz jak się boję nocować w pustym domu.
- Rozumiem. Na szczęście nie słyszałem, żebyś chrapała. – zachichotał - A tak na poważnie to nawet się wyspałem.
Chwilę rozmawiali o dzisiejszym dniu, o szkole, o swoich obawach, aż dziewczyna skończyła posiłek.
- Dziękuję było pyszne. – podniosła się z krzesła. Pójdę się przebrać, bo niedługo trzeba wychodzić.
- Ok. To ja posprzątam po śniadaniu. – otworzył zmywarkę, wkładając do niej brudne naczynia.
Nastolatka udała się do swojego pokoju, a tak właściwie do szafy, gdzie wisiała jej czarna sukienka, którą wkładała na specjalne okazje. Rozpoczęcie roku szkolnego w nowej szkole jest niewątpliwie taką sytuacją. Włożyła wcześniej przeprasowane ubranie, dopinając jeszcze niesforny suwak, którego nie mogła do końca zasunąć. Kiedy uporała się z niewielkim problemem, wyjęła spod łóżka czarne, a zarazem lśniące szpilki, które dodawały jej odrobinę kobiecości. Na sam koniec zrobiła delikatny makijaż oraz założyła srebrne kolczyki, które dostała od ojca w zeszłą gwiazdkę. Włosy jak zwykle bezwładnie opuściła na ramiona. Wróciła do kuchni, zdumiony chłopak od razu pochwalił niecodzienny wygląd przyjaciółki. Brunetka nie chcąc tłuc się o tej porze tramwajem zdecydowała, że zadzwoni po Thomasa, który możliwe, że mógłby ich podwieźć. Przyszły student bez wahania się zgodził. Przecież czego nie robi się dla najdroższej Sylwuni. Przed wyjściem z domu zapakowała do torby ubrania, aby potem móc się w nie przebrać. Zakluczyła mieszkanie, a po kilku minutach przed bramą ukazał się samochód Kranza. Wsiedli do auta i z piskiem opon ruszyli w miejsce zamieszkania Dominika. Sylwia zapoznała obu panów, a oni najwyraźniej przypadli sobie do gustu. Przez całą drogę nawijali o muzyce. I jak się okazało dziewczyna odkryła kolejny talent rówieśnika, jakim jest gra na gitarze. Będąc na miejscu szesnastolatek chciał zaprosić towarzyszy do środka. Jednak oni jednogłośnie odmówili. Zrezygnowany pobiegł do domu się przebrać.

- Więc tłumacz się, dlaczego tak długo się nie odzywałeś. – oznajmiła splatając ręce.
- Przepraszam, ale rozumiesz te wszystkie koncerty były takie męczące. A i z tego wszystkiego  zapomniałem ci powiedzieć, że od jakiegoś czasu spotykam się z Laurą.
- Och to cudownie. – przytuliła chłopaka. – Gratuluję. – zarumienił się.
- Dzięki… Mam nadzieję, że tym razem tego nie schrzanię… A jak tam układa ci się z Marco?
- Dawno się nie odzywał. – posmutniała. – Pewnie jest wyczerpany po treningach… Strasznie za nim tęsknię…
Na samą myśl o chłopaku jej ciało przeszedł obezwładniający dreszcz. Pragnęła by był blisko niej, by mogła ponownie poczuć dotyk jego zawsze rozpalonych ust. Uścisk jego silnych ramion oraz zapach pociągających perfum. Któż by pomyślał, że tak szybko zakocha się w mężczyźnie, którego poznała przez internet? Nie licząc koszmarnego związku, a potem rozstania z Meyerem oraz notorycznych kłótni jej rodziców, Sylwia przeżyła najwspanialsze chwile w życiu. Rozpamiętywała każde chwile, które wydarzyły się podczas ostatnich dwóch miesięcy, aż spostrzegła przed oczami machającą rękę Thomasa.
- Sorry, zamyśliłam się. – odparła, ciężko wzdychając. – Mówiłeś coś?
- Mówiłem o tym, że przez te ciągłe koncerty nie było okazji zrobić imprezy na pożegnanie wakacji. – rzekł podekscydowany.
- No racja. Znając ciebie pewnie masz już jakieś plany.
- Myślałem nad tym, aby w ten weekend urządzić imprezkę na otwartym powietrzu. Tam, gdzie zeszłego lata.
- Brzmi świetni. Możesz na mnie liczyć.
- Więc postaram się wszystko ogarnąć. W końcu studia dopiero za miesiąc.
Naturalnie, Thomas zaprosił już pierwszego gościa. Dominik przyjął propozycję bez wykręcania się.
Do szkoły zajechali o równej ósmej. W oczach Kellera można było dostrzec niemałe przerażenie, co szybko udzieliło się tak samo zdenerwowanej nastolatce. Stawiając coraz to kolejne kroki po szkolnym holu stres powoli opuszczał ciała już nieco wyluzowanych nastolatków. Szkoła robiła niezwykłe wrażenie. Był to wielki budynek, który jak można wywnioskować po wyglądzie miał już swoje lata. Właśnie to dawało jej największy urok, w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach. Oboje dotarli do sali, gdzie usiedli razem w jednej ławce. Ich wychowawca to nauczyciel języka angielskiego, który pomimo groźnego wyglądu wydał się naprawdę sympatycznym facetem. Klasa okazała się dość liczna, bo aż trzydziestoosobowa, gdzie z niewielką przewagą w ilości, dominowały dziewczęta. Sylwia spostrzegła wiele znajomych twarzy i ze szkoły podstawowej jak, i z gimnazjum. Cieszyła się, że ci ludzie nie będą dla niej całkiem obcy. Po dwóch godzinach paplaniny starszego mężczyzny, młodzież uzyskała pozwolenie na opuszczenie sali. Nastolatka przywitała się ze starymi znajomymi, a kiedy wszyscy zebrali się do domu, udała się do toalety by zmienić uwierające ją ubranie. Gdy wyszła przebrana, na korytarzu ujrzała czekającego na nią Dominika. Chłopak z racji tego, że nie musiał dzisiaj pracować u wuja w sklepie, postanowił zabrać dziewczynę w swoje ulubione miejsce, czyli na plażę. Droga zajęła im niewiele czasu. Oboje stwierdzili, że to naprawdę świetne miejsce na wagary. 
- Ależ tu pięknie. Tego miejsca jeszcze nie widziałam. - rzekła zdumiona, kładąc się na rozpalony przez promienie słoneczne piasek.
Temperatura na termometrach nadal wskazywała trzydzieści stopni Celsjusza. 
- To jest moje tajne miejsce. Prawie żadnych ludzi tylko ja i natura. - zaśmiał się. - Przychodzę tu jak mi źle, choć teraz to inna sytuacja. - tłumaczył.
- No ja myślę. - odwzajemniła uśmiech.
Nastała chwila ciszy. Dziewczyna nie myśląc, zadała pytanie na temat, którego Dominik unikał jak ognia.
- Pewnie ciężko jest ci żyć bez rodziców? - odważyła się zapytać, ale widząc wyraz twarzy chłopaka, próbowała zmienić temat. - Przepraszam, nie powinnam o to pytać.
- Spokojnie, przyzwyczaiłem się z myślą, że wcale nie obchodzę moich ro... - słowo "rodzice" nie mogło przejść mu przez gardło. - Nawet nie mogę nazwać ich rodziną, alkohol był dla nich ode mnie ważniejszy, gdyby mogli sprzedali by mnie za skrzynkę wódki. Nie kontaktowałem się z nimi przez tyle lat i jest mi obojętne czy nadal żyją, czy może zapili się na śmierć. To jest nie do pojęcia co alkohol robi z mózgiem człowieka. Oni każdy dzień zaczynali od butelki trunku. Kiedy żył dziadek było całkiem inaczej. Na początku próbował ich postawić do pionu, ale gdy zaprzepaścili jego pomoc, odpuścił. Jedyne co mógł zrobić, to uratować mnie od nich. Przygarnął mnie do siebie, opiekował się mną jak tylko mógł. Czułem od niego wielką miłość, jakiej nie dostałem od ojca i matki. Niestety, dziadek był uzależniony od papierosów. To tak samo obrzydliwy nałóg jak alkohol. Przyzwyczaja organizm człowieka i uodparnia na swoje działanie. Pewnego dnia zmarł na raka krtani, to był dla mnie ogromny cios, prosto w serce. Długo nie mogłem się po tym pozbierać. Czułem się jak podrzutek. Cały rok błąkałem się po rodzinach zastępczych, aż zlitował się nade mną wuj. Serce mu się krajało, kiedy widział mnie takiego bez życia, zagubionego. Mam z nim świetny kontakt, zawsze próbuje mi pomóc, w każdej trudnej sytuacji. - westchnął już z nieco lekkim uśmiechem.
Obiecałem sobie, że będę omijał szerokim łukiem i papierosy, i alkohol. Nie chcę skończyć tak jak moja rodzina. Staram się nie myśleć o przeszłości, ale wiadomo, że wszystkich wspomnień nie da się tak po prostu zmazać. Teraz skupiam się na realizacji swoich marzeń, tym co jest obecnie, swojej historii już nie zmienię.
- I słusznie, nie ma co rozpamiętywać tamtych czasów. Życie pisze trudne scenriusze, ale pamiętaj po burzy, zawsze wychodzi słońce. - objęła go ramieniem, dodając wsparcia. - Pamiętaj, że masz mnie, więc z każdym problemem wal prosto z mostu. Ja zawsze służę pomocą. Najgorszym co może być jest duszenie w sobie wszystkich emocji.
- Staram się jak mogę. Choć nie zawsze wychodzi tak jakbym tego chciał. Był nawet moment, że miałem poważne problemy z rówieśnikami. 
- Zobaczysz teraz będzie tylko lepiej. Pod żadnym pozorem, nie można snuć czarnych myśli. Pamietaj!
- Dzięki, za wsparcie. - poklepał ją po plecach. -Będę o tym pamiętać - westchnął, po czym na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmieszek. 
- Kto ostatni do wody ten zgniłe jajo. - wstał i zaczął biec, zostawiając za sobą dziewczynę.
- Ej, to niesprawiedliwe. Ty jesteś szybszy. - rzekła zbulwersowana, goniąc rozpędzonego chłopaka.
Cały dzień spędzili na plaży, kąpiąc się i wygłupiając jak małe dzieci. Dominik wreszcie znalazł osobę, z którą może pogadać o wszystkim. A co najważniejsze nie musi się obawiać, że jego sekrety będą na ustach innych rówieśników jak to było w przypadku Evy, której się zwierzył. W końcu mógł się poczuć jak normalny nastolatek. Choć na chwilę bez problemów i bez żadnych trosk. 
Nie miał jednak pojęcia o rzeczywistości, która była dla niego niesamowicie brutalna...
Torebka dziewczyny zaczęła nieoczekiwanie wibrować. Na wyświetlaczu komórki nastolatki pojawił się numer telefonu Reusa. Piłkarz w końcu postanowił dać o sobie znać...

Kolejny rozdział o niczym. :/ Miałam w tym rozdziale postawić na akcję, ale za bardzo się rozpisałam. No cóż, wyszło jak wyszło. Mam już ogólny zarys co wydarzy się w kolejnych rozdziałach. Pomysłów mam nadmiar, lecz czasu nie za wiele. Nie daję rady dodawać nowości co tydzień, więc myślę, że rozdziały będą ukazywać się co dwa tygodnie. Mam nadzieję, że jeszcze chcecie czytać moje wypocinki. Znowu mam trochę zaległości u was, ale postaram się to zmienić. Zostawcie po sobie jakiś ślad.
Na koniec dziękuję Wam, że jesteście ze mną. Pozdrawiam, Sylwia :*



niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 14

Po wyjściu ze szpitala całe popołudnie szwendał się bez celu po zatłoczonym Moenchengladbach. Mijając szczęśliwą rodzinę z dziećmi, jego kąciki ust odruchowo się uniosły. Rodzice od dziecka wpajali mu, jak ważną wartością w życiu człowieka jest rodzina. Marzył, aby w przyszłości założyć swoją, z gromadką potomstwa i kochającą go żoną. Usiadł na ławce w parku i zaczął obserwować bawiące się dzieci. W jego stronę podbiegł kilkuletni chłopczyk, który chciał odzyskać wykopaną wcześniej piłkę. Marco podniósł pożądany przedmiot, chcąc oddać go chłopcu.
- To chyba twoje. - rzekł z uśmiechem podając dziecku piłkę.
- Dziękuje baldzo, a mozie chcie pan zaglać ze mno. Bo dzieci nie chcio się zie mno bawić. - odparł ze smutną minką mały blondynek.
- Oczywiście, że z tobą zagram. - skierował się za chłopczykiem.
Dotarli na boisko, gdzie przebywał chłopiec i zaczęli udawać, że rozgrywają prawdziwy mecz. Reus swoją postawą sprawił dziecku wielką radość. Kiedy oboje opadli z sił, usiedli opierając się o bramkę.
- Coś czuję, że wyrośnie z ciebie prawdziwy piłkarz.
- Baldzo chciałbym, piłka to moje zicie. Jak pan to lobi, zie pan tak dobzie gla? - zapytał zaciekawiony.
- Bo tak się składa, że jestem zawodowym piłkarzem i prawie codziennie muszę tranować. - wyjaśnił.
- Naplawde? A moge dośtać od pana autoglaf? - chłopiec skakał z radości.
- Jasne mały, nawet ze specjalną dedykacją. Jak masz na imię? - poczochrał blondynka po włosach.
- Mam ćtely latka i jeśtem Jasio. - chłopczyk wyciągnął z plecaczka czarny marker, następnie podał piłkarzowi, dzięki czemu Reus podpisał się na jego piłce.
- Proszę, Jasiu. A czemu tak właściwie jesteś tutaj sam? 
- Bawiłem sie z Alo, ale uciekła, kiedy powiedziałem jej, zie jeśtem choly i mam laka. - rzekł przygnębiony.
Tymi słowami całkiem rozbił piłkarza. Zszokowany chłopak nie wiedział co ma powiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że tak małe dziecko, dotyka tak paskudna choroba.
- O właśnie idzie moja mamcia. - podbiegł uradowany do nadchodzącej szatynki.
- Jasiu, gdzieś ty się podziewał, miałeś bawić się z koleżanką, a nie rozmawiać z obcymi. - zdenerwowała się.
- Psieplasiam mamusiu. Ale pan Malko tylko zie mną glał, to naplawde plawdziwy piłkaź. Nie gniewaj sie na mie. Moziemy jeście chwile tu zośtać. - błagał matkę.
- Dobrze, nie będę. Musisz mi jednak obiecać, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Zostaniemy chwilkę, ale pamiętaj, że zaraz musimy wracać do szpitala. - oznajmiła, podając dziecku watę cukrową.
- Obieciuje. Musiś poźnać tego pana. Jeśt baldzo miły i fajny i nawet dał mi śwój autoglaf. - pociągnął matkę za rękę, a sam udał się na bujawkę.
- Dzień dobry, jestem mamo Jasia. Dziękuję, że pograł pan z małym, już dawno nie był tak szczęśliwy. 
- To naprawdę świetne dziecko i w dodatku takie mądre. Tylko nie dociera do mnie fakt jego choroby.
- Życie naprawdę daje pożądnego kopa. - do jej oczu napłynęły słone łzy. - Miesięc temu dowiedziałam się, że jest ciężko chory. Lekarze dają mu wielkie nadzieję na wyzdrowienie, ale potrzebna jest spora suma pieniędzy. 
- Naprawdę niech pani się nie martwi o pieniądze. Niedługo mały wyzdrowieje i wszystko wróci do normy. - starał się pocieszyć matkę chłopca.
- Dziękuję bardzo i przepraszam, że Jasio zajął panu czas.
- Nie ma sprawy, to była dla mnie czysta przyjemność. 
- Jasiu, chodź tutaj. Musimy już wracać. - zawołała rodzicielka.
- Chciałbym, jeście poloźmawiać z panem Malko.
- Tak, słucham cię mały.
- Niech pan się nie martwi o mie, ja niedługo wyźdlowieje, bo sie nigdy nie poddam.
- No pewnie brzdącu. Jak wyzdrowiejesz to przyjdziesz pograć do mnie na stadion z prawdziwymi piłkarzami.
- Ale śupel. Dziekuje panu.
- Dobrze kochanie musimy już iść. 
- Ćeść i do ziobacienia. - przybił piątkę z piłkarzem.
- Trzymaj się. - Marco pożegnał chłopczyka uśmiechem.

***

Po kilku minutach wrócił do domu, zaparkował auto w garażu i nie wchodząc do domu, spoczął na schodach przed drzwiami. Znowu zaczął rozmyślać o przyszłości. Choroba małego Jasia jeszcze bardziej go przybiła. Za główny cel postawił sobie pomoc choremu dziecku, dlatego też zdecydował, że anonimowo przekaże pieniądze na leczenie chłopca. Tak młody chłopczyk wyznał mu, że nie wolno się poddawać, że zawsze trzeba walczyć do końca. Dla Marco nie było to takie proste, jego umysł zawładnęły czarne myśli, których za wszelką cenę nie mógł odpędzić.
Chciał wreszcie wejść do środka, lecz spostrzegł nadjeżdżający samochód Romana. 
- Stary w końcu cię złapałem. W ogóle nie odbierasz ode mnie telefonów. Byłem popołudniu ze dwa razy i co, pocałowałem klamkę. - oznajmił, otwierając furtkę. - Co się z tobą ostatnio dzieje, miałeś przyjść rano na trening.
- Nie przyszłem i pewnie już nigdy nie przyjdę. - odparł obojętnym tonem.
- Marco, co ty gadasz?  Czy ciebie do reszty pogięło? O co ci chodzi? - dociekał przyjaciel. - Po raz kolejny tęsknisz za Sylwią. - odparł lekko zirytowany.
- Tęsknię i do końca życia będę za nią tęsknił. - mówiąc to zaszkliły mu się oczy.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co ci do cholery chodzi, przecież jestem twoim przyjacielem.
Postanowił dłużej nie tłumić tego w sobie i wyznać Romanowi prawdę, jemu zdycydowanie może zaufać.
- Chcesz wiedzieć? Więc, jestem śmiertelnie chory! Dlatego już więcej nie zagram, już więcej jej nie zobaczę. Rozumiesz?
Zatkało go, ale postanowił za wszelką cenę wspierać blondyna.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Jesteś zdołowany, a ja zamiast ci pomóc, swoim zachowaniem jeszcze bardziej pogarszam twój stan psychiczny. Po prostu nie spodziewałem się tego. Przecież musi istnieć jakaś szansa, jakieś leczenie, nie wiem cokolwiek. 
Jedyną nadzieją na przeżycie jest leczenie w Stanach.
Stary, kompletnie nie wiem co mam robić. Najgorsze jest to, że na zawsze stracę Sylwię. Tak bardzo ją kocham...
- Nie chcesz jej powiedzieć o chorobie? Nie możesz tak postąpić, ona musi o tym wiedzieć. Chcesz, aby cierpiała?
- Nie mogę zrujnować jej życia. Wyobrażasz sobie co by było, gdyby chciała lecieć za mną. Przecież ona niedługo zaczyna szkołę. Wykluczone, ona nie może się o tym dowiedzieć.
Nie pozwolę, aby patrzyła jak umieram...
- Co ty w ogóle wygadujesz? W takich okolicznościach powinna być przy tobie i cię wspierać.
- Leczenie trwa sześć miesięcy, to czas który o wszystkim zadecyduje. Wyjścia są dwa albo przeżyję, albo umrę.
- Chcesz zostawić ją samą na pół roku bez żadnego wyjaśnienia? 
- Nie dopuszczam innego rozwiązania. Chciałbym choć jeszcze raz się z nią spotkać. Jeden jedyny raz... 
- Jesteś strasznym egoistą...
- Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
- Nie rozumiem cię, ale możesz na mnie liczyć... Nie pisnę ani słówka... Co w ogóle zamierzasz zrobić?
- Sam nie wiem, kłamstwa będą nieuniknione. Nie mam pojęcia w jaki sposób to odegrać? Nie potrafiłbym jej powiedzieć prosto w oczy, że jej nie kocham albo, że mam inną.
- Ja nadal jestem zdania, że powinna znać prawdę.
- Muszę jeszcze przed wylotem do niej pojechać, ale prawdziwego powodu wyjazdu jej nie wyjawię...

  ***

Dzień przed szkołą Sylwia postanowiła spotkać się z Dominikiem. Nie chciała ostatniego wieczoru wakacji spędzać samotnie w domu, dlatego też zaprosiła chłopaka do siebie. Ojciec Sylwii akurat wyjechał w interesach, zaś jej matka wróciła na tydzień do Polski. Ostatnimi czasy nastolatkowie bardzo się do siebie zbliżyli. Sylwia spokojnie mogła nazywać Dominika swoim przyjacielem. Przebrała się, a chwilę potem usłyszała dzwonek do drzwi.
- Cześć. - odparł nieśmiało.
- Hej. Świetnie, że już jesteś. - zaprosiła chłopaka do środka.
- Przyniosłem pizzę, gdzie mam ją położyć.
- Tak się składa, że już jedną zamówiłam. - wskazała na opakowanie leżące na stole.
- Ee damy radę. Najwyżej nie zmieścisz się jutro w ubranka do szkoły. - zażartował.
- Ranisz... To było chamskie. Dobra nie będę się gniewać. Siadaj na kanapie, wybierz jakiś film, a ja przygotuję talerze i coś do picia. - oznajmiła udając się do kuchni.
- Masz same horrory? - zapytał zdziwiony.
- W sumie jest jeszcze jakaś komedia romantyczna, ale przeczuwam, że taki gatunek cię nie kręci.
- Zdecydowanie wolę to pierwsze. Może coś o wampirach? - pokazał dziewczynie opakowanie.
- Ok, nawet go nie oglądałam. - usiadła obok chłopaka.
Zanim włączyli film zajadali się pięknie pachnącą pizzą, rozmawiając o jutrzejszym dniu.
- Cieszę się, że będziemy razem w klasie. 
- Ja też... ale i tak obawiam się tej szkoły. Boję się, że znowu będę poniżany... - zaczął spuszczając głowę w dół.
- Dominik, nie martw się, na pewno będzie dobrze. Razem damy radę. - próbowała wspomóc kolegę.
- Dzięki, nie wiem co bym bez ciebie zrobił... - dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się.
- To co załączamy nasz mega hit?
- Pierwszy raz widzę dziewczynę, lubiącą horrory. - odparł zdziwiony.
- No co... Lubię oczuwać emocje związane ze strachem...
Po dwóch godzinach film skończył się. Sylwia nadal siedziała z przerażeniem w oczach, z czego chłopak miał niezły ubaw.
- Nie śmiej się ze mnie... Te wszystkie krwiożercze wamipiry naprawdę były straszne... Nie usnę dzisiaj... - 
- Oj bez przesady. Wiesz, ja będę już się zbierał. Późno już, a trzeba wcześniej wstać. - wstał z kanapy
- O tej porze, przecież możesz przenocować u mnie, a jutro rano, wstąpimy do ciebie po ubrania.
- No nie wiem... Jesteś pewna?
- Chcesz mnie zostawić samą w domu pełnym wampirów? Ktoś w końcu musi mnie obronić. - dodała oburzona.
- No jak tak bardzo nalegasz to zostanę.
- Wspaniale! Więc ja przęśpię się w sypialni rodziców, a ty będziesz spać u mnie w pokoju.
Po godzinie jedenastej wykąpani, udali się do swoich łóżek. Dziewczna za nic w świecie nie mogła usnąć. Leżała wiercąc się i przewracając z boku na bok. Będąc w ciągłym strachu zasłoniła głowę kołdrą, myśląc, że ten w sposób uda jej się zasnąć. Nagle usłyszała dziwny szmer i odgłos drapania pazurami jej kota o ścianę. Nie wytrzmała nerwowo, zabrała kołdrę i szybkim krokiem pomknęła do pokoju, w którym znajdował się chłopak.
- Psst... Dominik, śpisz już? 
- Jeszcze nie. Tak myślałem, że niedługo tutaj zawitasz. - zaczął chichotać.
- No widzisz jak ty mnie dobrze znasz. Mogę spać z tobą, bo tam za żadne skarby nie usnę. - grzecznie poprosiła.
- Ok, obyś tylko nie chrapała, bo wtedy ja nie zmrużę ani oka. 
- Nie, no co ty. Ja nigdy nie chrapię. - zaprzeczała, choć prawda była inna.
- Wskakuj do łóżka, bo już grubo po północy. - położyła się obok bruneta.
- Słodkich snów Dominiczku. 
- Nawzajem. Śpij dobrze....


Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam wcześniej czasu. Rozdział nie wyszedł mi zbytnio, ale jakoś nie mam ostatnio weny. Chciałabym Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze, one wiele dla mnie znaczą. Czeka mnie ciężki tydzień, kolejny zapowiada się podobnie, więc nie wiem, kiedy uda mi się napisąć następny rozdział. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie. Czekam na Wasze opinię, zostawcie po sobie ślad. Pozdrawiam cieplutko :*

+ Polecam świetnie zaczynającego się bloga. Naprawdę warto zajrzeć. :)
http://we-happened.blogspot.com

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 13

Usiadła na ławce przed domem, myśląc co będzie dalej. Jasne było, że po tych wszystkich latach nie chce wracać do Polski. Przecież niby po co miałaby tam znowu wracać? Spędziła tam dzieciństwo, ale rozdział, który przeżyła w polskim kraju to przeszłość. Chciała spełniać swoje marzenia za granicą. Jak wyglądałoby jej życie w stolicy? W Polsce czekałaby na nią szara rzeczywistość, brak przyszłości. Właśnie z tego powodu jej rodzice i ona zamieszkali w Niemczech. Tutaj w porównaniu do Polski, ojciec Sylwii bez problemu odnalazł pracę. Nade wszystko kierowali się rozwojem edukacyjnym córki, lepsza szkoła, lepsze perspektywy. Dziewczyna podjęła ostateczną decyzję. Choćby matka chciała ją tam zaciągnąć siłą, ona się stąd nie ruszy...
Tymczasem usłyszała donośny stukot obcasów. To była jej matka…
- Sylwuniu, posłuchaj mnie... Wiem, że rozwód rodziców to dla dziecka ogromny cios, ale naprawdę tak będzie dla nas najlepiej... - brunetka odruchowo się podniosła.
- Dla nas? Przecież ty nigdy nie liczyłaś się z moimi uczuciami! Nie wiesz, co ja czuję. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie w tym momencie ranisz. Czy ty kiedykolwiek zapytałaś mnie o zdanie? - zaczęła krzyczeć, a z jej oczu zaczęły kapać pojedyncze łzy.
- Kochanie, nie rozumiem co ty do mnie mówisz... Ale... - odparła zdezorientowana matka.
- Zawsze traktowaliście mnie jak małą dziewczynkę, jednak teraz jestem już prawie dorosła. Mam swój rozum i nie będziesz decydować o mojej przyszłości. Czy ci się podoba, czy nie, ja zostaję tutaj. - przerwała matce. Zachowujesz się jakbyś w ogóle nie miała uczuć. Przestańcie traktować mnie jak dziecko! - rzuciła na odchodne, wracając do swojego pokoju, tym samym zostawiając zapłakaną matkę samą. Bolały ją wszystkie słowa córki. Nie chciała być złą matką, kochała Sylwię nad życie. Przed narodzinami nastolatki nie znała słowa szczęście, jej byt nie miał najmniejszego sensu. Jej świat nabrał barw, kiedy po raz pierwszy na sali porodowej, ujrzała małą istotką, dzięki której poczuła, że ma dla kogo żyć. Być może teraz czuje, że popełniła gdzieś błąd. Może to tylko dla niej, powrót byłby najlepszym wyjściem. Po dwudziestu latach małżeństwa chce je bezpowrotnie zakończyć. Jej zachowanie można wytłumaczyć w jeden sposób, zaślepiona swoimi problemami małżeńskimi, zaniedbała relacje z własnym dzieckiem. Zachowała się samolubnie, ale czy zdoła to naprawić? 


***

Po raz kolejny obudził się z nieustającym bólem głowy. Swoje kroki skierował do kuchni, gdzie wziął do ręki leżący na blacie kuchennym telefon. Wybrał wcześniej wyszukany numer na lotnisko i zamówił lot. Wczoraj jak zwykle o tej samej porze zadzwonił do Sylwii. W jej głosie od razu poczuł smutek i przygnębienie. Przez telefon nie chciała z nim rozmawiać, w ogóle nie była za rozmowna. Jako, że jest jej chłopakiem i bardzo ją kocha, za wszelką cenę będzie starał się jej pomóc i na każdym kroku wspierać. Z racji tego, że drużyna ma wolne od treningów, postanowił pojechać do Dortmundu i odwiedzić swoją dziewczynę...
Po godzinnym opóźnieniu doleciał na miejsce. Sylwia już na niego czekała. Siedziała ze spuszczoną głową, tępo wpatrując się w wyświetlacz telefonu. W jej oczach można było dostrzec ogólne rozbicie i rozczarowanie. Prawdopodobnie myślała, że chłopak się już nie zjawi, kiedy poczuła subtelny dotyk dłoni na swoim karku, jej nadzieja odrodziła się na nowo. Na jej twarzy momentalnie zagościł promienny uśmiech. Tak bardzo za nim tęskniła. Z każdym dniem ich  miłość stawała się coraz silniejsza i to właśnie tęsknota pogłębiała ich związek , to uczucie kiedy uświadamiasz sobie jak bardzo brakuje ci tej drugiej połówki. Największą nagrodą tego bolesnego cierpienia jest widok uśmiechniętej osoby, która bez przerwy zaprząta twoje myśli. Codzienne rozmowy telefoniczne nie oddadzą całej atmosfery, którą doświadczamy przy spotkaniu twarzą w twarz.
Kiedy po długim oczekiwaniu, spotykasz osobę, do której usychasz z tęsknoty, jeszcze bardziej doceniasz jej obecność…
Przez kilka minut żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Usiadł obok dziewczyny, wpatrując się w jej błękitne jak zburzony ocean tęczówki. Była szczęśliwa, że po tak długiej rozłące, jej ból zostanie ukojony.
- Tęskniłaś chociaż troszkę? – zapytał lekko ściskając jej dłoń.
- Troszkę? Co to za pytanie? Umierałam z tęsknoty.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało. – delikatnie dotknął jej rozgrzanego policzka.
Przysunął się jeszcze bliżej, zmniejszając dzielącą odległość ich ciał,  po czym złożył na jej ustach namiętny, pełen miłości pocałunek.
- Spełniasz moje marzenia. – wyznała tuląc piłkarza.
- Kruszynko, to ty jesteś moim marzeniem. Nie mogłem zostawić cię samej z problemami.
- Jeszcze do niedawna tak się kochali… A teraz nie ma dnia, żeby się nie kłócili… A w dodatku wymysł matki o przeprowadzce do Polski… Ja już naprawdę nie mam na nich siły…
- Wiesz, chciałbym ci pomóc. Na pewno istnieje jakieś wyjście z tej całej sytuacji. Ludzie tak bez powodu się nie rozstają. Musi istnieć przyczyna, która zadecydowała o rozpadzie ich małżeństwa. Może jest jeszcze szansa, że dojdą do porozumienia. Z tego co mi opowiadałaś,
bardzo wiele razem przeżyli. Wieloletnie uczucie nie wygasa tak po prostu.
- Nie dopuszczę do tego rozwodu… Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby ich uczucia na nowo odżyły... Stare wspomnienia, to klucz do rozwiązania ich kryzysu. Spędzili razem połowę swojego życia, nie można tego zmarnować. Dziękuję ci za pomoc. Jesteś naprawdę cudowny. Cieszę się, że mam cię tu obok. – cmoknęła chłopaka w policzek.
-Nie zrobiłem nic specjalnego, ale serce się raduje, widząc twój długo wyczekiwany uśmiech.
Obiecaj mi, że  nie będziesz już smutna. – odruchowo uniosła kąciki ust.  
– Pamiętaj jestem wrażliwy, jeżeli uronisz choć jedną łzę, będę płakał razem z tobą.
Nagle usłyszeli głośne wibracje dochodzące z torebki dziewczyny. Dostała SMS’a od stęsknionego Thomasa. Okazało się, że przyjaciel zaprasza dziewczynę na pierwszy zagraniczny koncert jego zespołu w Londynie. Z jednej strony rozpierała ją duma, że Thomas spełnia wyznaczone sobie cele, rozwijając karierę. Wspierała go na każdym kroku, jeździła na każdy koncert, ale z drugiej strony ostatni wolny czas wakacji chciała spędzić tylko z Marco…
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony piłkarz.
- Chłopaki nareszcie dostali propozycję koncertu w Londynie. Jutro mają występ. - oznajmiła uradowana.
- Oo widzę, że chłopaki się rozkręcają. Może potrzebują jakiegoś fan clubu. Co byś powiedziała na małą wycieczkę do stolicy Anglii. Byłaś kiedyś w Londynie? 
- Od dziecka o tym marzyłam...
- Niesamowite miasto! Pełne życia, zawsze się coś dzieje. 
Twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko?
- Powiem im, że będę z Thomasem, zgodzą się bez problemu. Ufają mu bezgranicznie. Wiedzą, że przy nim zawsze jestem bezpieczna... Marco, muszę powiedzieć ci coś jeszcze... Jak już ci mówiłam rozmawiałam z ojcem na twój temat... Nie popiera naszego związku... Czasami dochodzę do wniosku, że mama ma co do niego rację... Ojciec stał się nieczuły z niewiadomych przyczyn... To bez sensu oceniać kogoś, kogo się nie zna...
- A może jednak coś w tym jest? Twój tata ma wątpliwości, bo może zasługujesz na kogoś lepszego niż ja, kogoś wyjątkowego. Nie jestem idealny, ale wiem, że jesteś moim największym skarbem, a moje serce należy tylko do ciebie, co więcej zostanie twoje na zawsze.
- Masz takie dobre serduszko, mój kochany. Mój tata może krytykować ile chce, mnie to nie interesuję. Proszę cię nie gadaj już więcej głupot, dla mnie jesteś ideałem. Najważniejsze, że ja wiem jaki jesteś naprawdę. Nic więcej do szczęścia nie potrzebuje. Bądź przy mnie, a będę czuła się jak w raju...
-  Kiedy mnie pozna, udowodnię mu, że zasługuje na twoją miłość. Może uda mi się przełamać stereotyp piłkarza. Pewnie z tego względu mnie ocenia. Niestety takie jest życie i trzeba się z tym pogodzić.
- Nie psujmy sobie humoru i nie mówmy już o tym... Proszę cię teraz o jedno, zabierz mnie stąd wreszcie...

***


Następny słoneczny poranek Sylwia i Marco spędzali w jednym z londyńskich hoteli. Wczoraj wczesnym wieczorem dolecieli na miejsce. Nastolatka nie poinformowała rodziców bezpośrednio o swoim wyjeździe. Zostawiła im jedynie kartkę z wyjaśnieniami. Miała nadzieję, że rodzice nie potraktują jej podróży jako ucieczki przed problemami...
- Marco, długo jeszcze będziesz siedzieć w tej łazience? - zapytała zniecierpliwiona brunetka.
- Już wychodzę, jeszcze chwilka. - odparł wykonując powolne ruchy maszynką po prawym odcinku twarzy.
Dokładnie obmył twarz z nadmiaru pianki do golenia, po czym zauważył, że na całym zlewie pojawiła się krew. To był znowu ten okropny krwotok z nosa. Marco coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie może lekceważyć swoich dolegliwości. Jego stan fizyczny pogarsza się z każdym kolejnym dniem. Wiedział, że wizyta u lekarza będzie nieunikniona. Zmył z umywalki czerwoną substancję, aby jego ukochana o niczym się nie dowiedziała. Nie chciał dawać jej kolejnych powodów do zmartwień. 
- Tylko pośpiesz się, bo mamy zaledwie trzy godziny na zwiedzanie - usiadła na krawędzi dokładnie posłanego łóżka.
Nastolatka postanowiła cierpliwie czekać, aż jej chłopak wyjdzie. Wyjęła z walizki miętową sukienkę na ramiączka, a do tego założyła jasnokremowe buty na dziesięciocentymetrowym  obcasie. Włosy zostawiła jak zwykle rozpuszczone, Marco zawsze uwielbiał się nimi bawić.
- Jestem gotowy. - wyszedł z łazienki. - O matko! - zamurowało go.
- Co się stało? - dziewczyna momentalnie podniosła się z łóżka, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała.
- Ale ty ślicznie wyglądasz! Jesteś taka piękna! - podszedł do niej i przyciągnął do siebie.
- Dobra przystojniaku. Nie słódź! - pocałowała go w czółko.
- A może dostanę coś więcej? 
Chciała odpowiedzieć, ale zanim zdążyła się odezwać on wpił się w jej usta. 
- Ej, nie obiecałeś mi przypadkiem pokazać Londynu? - zapytała odklejając się od ust chłopaka.
- Dobra, dobra już idziemy... Jeżeli obiecałem to muszę spełnić swą obietnicę, ale to co zaczęliśmy mam nadzieję, że dokończymy. - z kwaśną miną złapał dziewczynę za rękę, prowadząc w stronę drzwi. 
- Skarbie, nie smutaj, noc jeszcze młoda.
- Czasami trudno mi uwierzyć, że jestem takim szczęściarzem. - zaczął się szczerzyć i po raz kolejny obdarował dziewczynę namiętnym całusem...
Piętnaście minut później wyszli z hotelu. Ich głównym i zarazem pierwszym celem był London Eye. Marco uznał, że nastolatka musi ujrzeć to miasto z góry. Rzeczywiście widoki były niesamowite. Sylwia była zachwycona, że w końcu jej marzenia się spełniają. Pomimo problemów rodzinnych czuję, że nic do szczęścia jej nie potrzeba. Wystarczy, że piłkarz będzie obok, a przy nim wszystkie kłopoty znikają. Wtedy liczy się tylko on i ona, dwoje zakochanych, którzy nie widzą świata poza sobą.
- Marco? Powiedz mi szczerze. Zastanawiałeś co będzie z nami dalej? - dziewczyna popatrzyła w oczy piłkarza.
- Wiesz o czym tak naprawdę marzę? Abyś codziennie była blisko mnie. Pragnę każdego dnia budzić się i zasypiać przy tobie. Chciałbym móc cię uszczęśliwić, aby zawsze na twej twarzy widniał ten uroczy uśmiech, którym właśnie mnie obdarowujesz. - zarumieniła się.
- Obym tylko przeżyła te trzy lata liceum... - ciężko westchnęła
- Nie wiem jak ty, ale moja wizja jest taka, skończysz szkołę średnią, a potem wyjedziemy gdzieś za granicę. Ty podejmiesz studia, a ja dalej będę rozwijał się piłkarską. Zamieszkamy razem i dalej będziemy szczęśliwi, jednak jeszcze bardziej, a dlaczego? Bo w końcu... tęsknota będzie nam obca...
- Podobają mi się twoje plany, nawet bardzo. Wystarczy tylko czekać, aż zleci czas. Pocieszeniem jest to, że płynie nieubłagalnie szybko.
- Wytrzymamy to, zobaczysz. A później już na zawsze razem. Tylko ty i ja. - objął dziewczynę w pasie i z całych sił wtulił się w jej drobne ciało.
Po zejściu na ziemię, pech sprawił, że pogoda popsuła się i zaczął padać ulewny deszcz. Oboje jak najszybciej schowali się w pobliskiej kawiarni, tam odczekali rzęsistą ulewę. Kiedy przestało padać, wyszli ze schronienia i ruszyli w stronę centrum. Zwiedzili kilka naprawdę interesujących miejsc, następnie z powodu późnej godziny udali się do klubu, gdzie chłopaki mieli zagrać koncert...
Około dwunastej w nocy Sylwia i Marco pożegnali cały zespół i postanowili wrócić do hotelu...
Idąc ciemną uliczką londyńskiego parku, zza krzaków wyleciał podejrzany, zamaskowany typ. Niestety dwójka zakochanych nie zauważyła nadchodzącego mężczyzny. Brunet wyrwał z rąk nastolatki skórzaną torebkę, następnie w mgnieniu oka rozpoczął ucieczkę. Marco bez zastanowienia zaczął gonić złodzieja. Bandyta nie miał szans z piłkarzem, blondyn zatrzymał zbira łapiąc go za kaptur kurtki.
Rozpętała się niebezpieczna szarpanina. Reus odzyskał torebkę, lecz na sam koniec otrzymał potężny cios w twarz. Przestraszony złodziej bojąc się uszczerbku na swoim zdrowiu, stchórzył znikając w ciemnych uliczkach opuszczonej dzielnicy. Ranny Marco nie zamierzał udawać się w kolejny pościg...
Tymczasem Sylwia nie wiedziała co robić. Chciała jak najszybciej wezwać policję, jednak jej komórka także została skradziona. Ulica na której się znajdowała była całkiem pusta, nastolatka nie znalazła ani jednej żywej duszy, która mogłaby jej pomóc. Przeraźliwie bała się o swojego chłopaka, że chcąc ratować rzecz materialną, może znaleźć się w grożącym życiu niebezpieczeństwie.
Na szczęście odetchnęła z ulgą, po kilku minutach ujrzała w oddali zamazaną sylwetkę, która wolnym krokiem zbliżała się w jej stronę. Od razu rozpoznała, że to wracający do niej piłkarz. 
Ruszyła w jego stronę, rzucając mu się na szyję.
- Marco, nie rób tego więcej. Przecież mogło coś ci się stać. - oznajmiła, całując chłopaka. 
- Nic mi nie jest. - odparł dotykając policzek nastolatki - To wszystko dla ciebie skarbie.
- O matko! Masz rozcięty łuk brwiowy. - dopiero teraz spostrzegła krew na jego twarzy.
- Mówiłem już, że nic się nie dzieje.
- Musimy jak najszybciej wrócić do hotelu. Trzeba to opatrzeć. - wyznała tamując ranę chusteczką.
- Dobrze, kochanie. Tylko się nie martw.
Na całe szczęście ich nocleg był już niedaleko. Sylwia wzięła chłopaka pod rękę i nieśpiesznym krokiem dotarli do celu.
Tam dziewczyna pędem wpadła do łazienki, łapiąc za pierwszą lepszą apteczkę. Chłopak natomiast podpierając się łokciami leżał na łóżku...
- Już mam. - usiadła obok piłkarza. - Teraz uważaj, bo będzie trochę piekło. - ulała odrobinę wody utlenionej na gazik, dotykając nim ranę blondyna.
- Auć... To szczypie... Sss... - zaczął syczeć z bólu.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz przestanie piec. - pocieszała chłopaka, naklejając na uszkodzone miejsce mały plasterek.
- Jak mnie pocałujesz to nie będę już cierpiał. - spełniła jego prośbę. - Mmm, od razu lepiej się czuję. Jesteś dla mnie najlepszym lekarstwem.
- Jak już z tobą lepiej. To szoruj pod prysznic. 
- Ale zaczekasz na mnie? 
- No jasne, przecież sama muszę się wykąpać.
- Tylko nie zaśnij.
Kiedy chłopak się umył, do łazienki weszła dziewczyna. Oczywiście, jej prysznic trwał znacznie dłużej niż chłopaka. Brunetka nabalsamowała całe ciało olejkiem kokosowym, po czym nałożyła koronkową czerwoną piżamę. Uśmiechnęła się do lustra, poprawiając jeszcze fryzurę i wyszła. Po chwili na jej twarzy pojawiło się lekkie rozczarowanie, gdyż ujrzała śpiącego Marco z książką w ręku. Pewien okres stała, przyglądając się jak wygląda jej ukochany, gdy śpi. Następnie w delikatny sposób wyrwała lekturę z objęć piłkarza, położyła ją na drewnianej szafce nocnej, a sama wpakowała się w ciepłe posłanie. Złożyła na ustach chłopaka słodki pocałunek oraz po raz kolejny wyznała swoje uczucie...


***


Tydzień później po powrocie do Moenchengladbach, Marco postanowił, że nie będzie dłużej zwlekać z czasem i uda się do lekarza. Właśnie dzisiaj miał odebrać wyniki badań, które stwierdzą, co tak naprawdę mu dolega.
Siedział na poczekalni i wyczekiwał na swoją kolej. Miał nadzieję, że jego problemy zdrowotne związane są jedynie ze zwykłym osłabieniem organizmu. Chciał wreszcie poprosić specjalistę o leki, które w końcu zaczną działać. Lekarstwa bez recepty nie przynosiły żadnej poprawy. Po kilku minutach został wezwany do gabinetu.
- Dzień dobry. - wszedł niepewnym krokiem.
- Witam. Pan Reus jak się nie mylę? - piłkarz skinął głową. - Proszę usiąść. - lekarz wskazał na krzesło.
- Dziękuję. - odparł, siadając na wyznaczone miejsce.
- Mam już wyniki serii pańskich badań. W końcu mogę postawić precyzyjną diagnozę. - nabrał powietrza do płuc. - A więc... Nie mam dla pana dobrych wieści...
Na te słowa serce piłkarza zaczęło bić jak oszalałe.
- To znaczy na co jestem chory? - zapytał przestraszony.
- Układowy toczeń trzewny. To bardzo poważna choroba, niekiedy śmiertelna. To tak jakby pańskie ciało usiłowało popełnić samobójstwo. 
Marco nie mógł w to uwierzyć. Wszystko co mówił lekarz brzmiało jak najgorszy sen jego życia. Niestety to nie był tylko sen. To okrutna rzeczywistość...
- Czy istnieje jakiś sposób leczenia?
- Jedyną nadzieją jest eksperymentalna terapia w Stanach Zjednoczonych. Choroby układu autoimmunologicznego są chorobami występującymi bardzo rzadko. Niedawno słyszałem o teście klinicznym nowych leków w Los Angeles. Jest szansa, ale musi pan jak najszybciej rozpocząć terapię.
- Jak długo? - to jedyne słowa jakie był w stanie wydusić.
- Leczenie trwa od czterech do nawet sześciu miesięcy.
Diagnoza lekarza była dla piłkarza wyrokiem. Miał tyle planów, chciał rozwijać swoją karierę piłkarską, a co najważniejsze chciał być z Sylwią. Przecież, kiedy powie jej o chorobie zniszczy jej życie... Zadecydował, że nie może jej o tym powiedzieć. To zrujnowałoby jej przyszłość, marzenia. 

'' Nigdy nie byłem pewny swych uczuć. Teraz już wiem, że odnalazłem prawdziwą miłość. Czy szczęście nie jest mi dane?
Czy nie zasłużyłem na nie? 
Kiedy wszystko wraca do normy, kiedy w końcu czuję, że mam dla kogo żyć, tracę to wszystko. To co kocham, to na czym mi zależy. Tracę grunt pod nogami. 
To cholerne coś, coś co niszczy mój organizm od środka, zaburza harmonię mego życia. Mój organizm powoli się wyniszcza ,samodzielnie atakuje moje ciało i wszystkie narządy. Działa przeciwko mnie. 
Ta choroba jest nieobliczalna. Jeżeli nie dam rady, stracę nie tylko miłość i karierę, ale nawet ... życie."

Na początku chciałabym was bardzo mocno przeprosić, że przez tak długi okres czasu nie dodawałam żadnego rozdziału. Tak naprawdę rozdział 13 skończyłam właśnie teraz. Kiedy siadałam do pisania, za nic nie mogłam dokończyć go do końca. A to brak czasu, a to brak weny i tak na zmianę.  Ten rozdział chyba jest najdłuższym jaki kiedykolwiek napisałam. Nie wiem czy ktoś jeszcze będzie chciał czytać to opowiadanie, bo nie tylko zawaliłam pisanie, ale także i komentowanie. Naprawdę przez szkołę nie mam czasu wolnego, ledwo co wyrabiam się z wszystkimi lekcjami, napisanie jakiekolwiek rozdziału kosztuję mnie kilka godzin, a nawet kilka dni. Mam ogromne zaległości u was, lecz postaram się stopniowo nadrabiać wasze blogi. Jeżeli nadal chcecie czytać moje wypociny to błagam was o jakiś znak, że mogę jeszcze na was liczyć. To dla mnie bardzo ważne, bo bez was moje pisanie nie ma sensu. Kolejne rozdziały będą już krótkie, ponieważ tym rozdziałem, chciałam odkupić swoje winy spowodowane długą nieobecnością. 
Pozdrawiam serdecznie, Sylwia :*

+ chciałabym Wam serdecznie polecić bloga pewnej wspaniałej pisarki, która ma ogromny talent. Jej opowiadanie jest nieziemskie! Czytajcie, bo naprawdę warto!
http://borussia-champions.blogspot.com


Jeżeli przeczytałeś, proszę zostaw swój ślad w postaci komentarza!






Nie spodziewałam się, aż tak wysokiego wyniku. 6:1 i to ze Stuttgartem! Po prostu cudo, nic dodać nic ująć. :D 
KOCHAM ICH!



niedziela, 15 września 2013

Rozdział 12

Nikt nie przewidywał takiego scenariusza. Ona zraniona przez byłego chłopaka, on natomiast ofiara oszustwa swojej pierwszej miłości. Gdyby nie internet najpewniej by się nie poznali. Można powiedzieć, że to przeznaczenie, przecież dzieli ich niemała odległość, a jednak los sprawił, że mogli się spotkać. Ani dziewczyna, ani chłopak nie mieli pojęcia, że w końcu odnajdą miłość swojego życia i to właśnie w taki sposób. Kilometry ich dzielące są niczym, w porównaniu z tym co do siebie czują. Oboje są pewni swych uczuć, których nie zamierzają przed nikim ukrywać. Wzajemna bliskość tej dwójki to klucz do ich szczęścia. Jako pierwsza obudziła się dziewczyna, otwierając oczy pomyślała, że przyjazd Marco to tylko piękny sen. Uścisk dłoni blondyna rozwiał jej wszelkie wątpliwości.



 Jej serce zaczęło bić mocniej. Jego dotyk wywoływała w niej dreszcze na całym ciele. Te wszystkie objawy stanu w jakim się znalazła były nie do opisania. Stan ten można bezwątpienia nazwać miłością. On czuł dokładnie to samo. 

- Sylwia, zakochałem się w tobie. - wyznał, gładząc jej ciemne włosy. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Nie wiem w jaki sposób mam ci okazać swoje uczucia... - przerwał.
- Po prostu mnie pocałuj. - wyznała przybliżając się do jego ust.
Chłopak przejął inicjatywę delikatnie muskając jej wargi. Dziewczyna wtuliła się w tors piłkarza, a czas w tym momencie się zatrzymał...
Dwa dni minęły w mgnieniu oka. Nastolatka wykorzystała czas jak tylko mogła. Za dnia zwiedzała uroki hiszpańskiego miasta, zaś nocą cieszyła się obecnością swojego chłopaka. Postanowili, że skoro się kochają, to nie mogą być tylko przyjaciółmi. Dali sobie szanse, choć związek na odległość nie będzie dla nich łatwy. Będzie to trudne, ale czego nie robi się dla miłości. Miłość jest w stanie znieść wszystko. Jedynie śmierć mogłaby ich rozdzielić. Dzień wcześniej Sylwia poznała Dominika ze swoją drugą połówką. Marco, najwyraźniej nie spodobał się nowy kolega dziewczyny. Zazdrościł chłopakowi tego, że może codziennie widywać brunetkę. On oddalony o sto kilometrów ma ten dostęp ograniczony. 
Tego dnia zakochana para była zmuszona się rozstać. Ona za godzinę miała lot do Dortmundu, a chłopak do Moenchengladbach. Ostatnie chwile razem, spędzili na rozmowie o przyszłości. Nadszedł czas pożegnania, w tej chwili musieli się rozstać. Do oczu dziewczyny, mimowolnie podchodziły łzy. 
- Ciężko mi się z tobą rozstawać. - powiedziała wtulona w chłopaka nastolatka.
- Uwierz, mi też nie jest łatwo. Chciałbym polecieć z tobą, ale nie mogę. Obiecuję ci, że jak pozałatwiam wszystkie sprawy z adwokatem, to od razu wsiadam w samolot i lecę do ciebie. - uśmiechnął się, przecierając łzę z jej policzka.
- Może uda mi się dotrwać. - odparła łamiącym się głosem.
- Zobaczysz ani się obejrzysz, a już będę przy tobie.
Dziewczyna odkleiła się od chłopaka i obładowana torbami ruszyła w stronę zbiórki. Zrobiła kilka kroków, lecz po chwili ustała. 
- Marco, zaczekaj! - krzyknęła do zaskoczonego blondyna.
Zostawiła na środku lotniska wszystkie bagaże i popędziła w stronę piłkarza. Rzuciła mu się w ramiona, a chłopak obdarował ją namiętnym pocałunkiem.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że cię kocham. - wyznał, odrywając się od jej ust.
- Ja ciebie też bardzo kocham. Muszę już iść, bo za dwie minuty odlatuje samolot. - pocałowała go po raz ostatni.
Brunetka pod długim pożegnaniu dotarła na pokład. Zajęła miejsce obok Dominika, zakładając słuchawki na uszy. Włączyła swoją ulubioną piosenkę, która natychmiast doprowadziła ją do płaczu. Dominik o nic nie pytając, złapał dziewczynę za rękę...





Po kilkugodzinnym locie, dziewczyna taksówką podjechała pod swój dom. Już nie płakała, wręcz przeciwnie była szczęśliwa. Uświadomiła sobie, że zachowywała się tak jakby już więcej nie mieli się spotkać, a przecież tak nie jest. To dopiero początek, będzie musiała pogodzić się z ciągłą tęsknotą. Zrozumiała, że smutek na pewno jej w tym nie pomoże. W przedpokoju czekał już szczęśliwy z jej powrotu, ojciec.

- Córeczko, jak dobrze, że już jesteś. - krzyknął uradowany.
- Cześć, tatuś. - odparła, rzucając się ojcu na szyję. 
- Chodź zrobię ci herbatę. Musisz mi wszystko opowiedzieć. - złapał ją za rękę i zaprowadził do kuchni.
-  Co tu opowiadać. Hiszpania była wprost cudowna! Poznałam wielu ciekawych ludzi, zwiedziłam najważniejsze i najpiękniejsze miejsca. To były najlepsze wakacje mojego życia. - ostatnie zdanie wypowiedziała, mając na myśli jej związek z Marco.
- Cieszę się, że mogłem sprawić ci radość. - rzekł, nalewając dziewczynie gorący napój. - Oj, kochana czy ty się przypadkiem nie zakochałaś? - stwierdził roześmiany ojciec.
Zaskoczona nastolatka, nie wiedząc co powiedzieć, zamilkła.
- Solisz herbatę, trzeci raz. To chyba coś znaczy. - uśmiechnął się do córki.
- O kurde, nie zauważyłam, Myślałam, że to cukier. - wylała napój do zlewu.
- Więc kim on jest? Na pewno jakiś inteligentny student. - czekał na odpowiedź zaciekawiony ojciec.
- Nie, to nie student. Marco jest piłkarzem, mieszka w Moenchengladbach. - wyznała, nalewając sobie kolejnej herbaty.
- Piłkarzem? Nie rozumiem jak można zarabiać pieniądze, ganiając za piłką. Przecież to zawód dla nieudaczników. - skwitował rozczarowany czterdziestolatek. 
- Co ty możesz o tym wiedzieć? Nie ważne, że jest piłkarzem, ważniejszy jest jego charakter. - zakomunikowała oburzona nastolatka.
- Kochanie, jesteś mądra i piękna zasługujesz na bardziej wykształconego chłopaka. 
- Nie rozumiem o ci chodzi. - odparła, nie pojmując ojca.
- Przecież masz już tyle planów i marzeń. Liceum, studia, podróżowanie... Ten chłopak może wszystko zaprzepaścić. Zniszczyć twoją karierę. Nie znasz życia kobiety piłkarza.
- A może ty znasz? Doświadczyłeś tego, skoro mnie pouczasz?
- Ile on w ogóle ma lat? - zadał pytanie
- Dziewiętnaście, ale co cię to obchodzi. - odpowiedziała podirytowana brunetka.
- No właśnie. Piłkarze w tym wieku myślą tylko o jednym. W głowie mają imprezy, panienki i nic więcej. Zero ambicji.
- Przestań, nie będę tego słuchać. On wcale taki nie jest. Kocham go, a on mnie. Nie mam zamiaru go zostawiać. - dopiła napój i nie chcąc wysłuchiwać dalszych kazań ojca, wstała od stołu.
- To nie jest partia dla ciebie... - udał się za nią.
- Zamknij się! - wrzasnęła rozdrażniona.
- Jak ty się odzywasz do ojca. Trochę szacunku mi się należy, gówniaro. - złapał ją za nadgarstek.
- Nienawidzę cię! Mam prawo spotykać się z kim chce.
- Póki jesteś pod moim dachem, będziesz robiła to co ci karze.
-  Niczego mi nie zabronisz. - uwolniła się od ojca.
- Co ten chłopak z tobą robi. Sprowadza cię na zło drogę. Byłaś posłuszną i mądrą dziewczyną, a teraz jesteś głupią, pyskatą smarkulą. - rzucił rozzłoszczony rodzic.
- A ty jesteś starym, siwiejącym zgredem. - odparła, biegnąc do pokoju.
- Matka jutro wraca, może ona przemówi ci do rozumu. - szarpał za drzwi, które zdążyła zamknąć.
Po kilku minutach ojciec udał się do swojego pokoju. Sylwia zaczęła rzewnie płakać. Pożałowała, że powiedziała ojcu prawdę. Nie sądziła, że Nowak, aż tak negatywnie zareaguje na jej związek. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy mu się nie sprzeciwiła. Zawsze była wzorową uczennicą, bez żadnych kłopotów wychowawczych, ale to on ją sprowokował przez co jej emocje wybuchły. Poczuła, że stara Sylwia już nie wróci. Ma już dość, bycia grzeczną dziewczynką. Będzie z Marco, bo go kocha, a jej ojciec nie stanie im na drodze do szczęścia. Wyjęła z torby laptopa, aby porozmawiać na skypie z Marco. Chciała jak najprędzej mu się wyżalić. Po dwóch minutach, na ekranie, jej oczom ukazał się uśmiechnięty blondyn. Była wniebowzięta mogąc go ujrzeć.
- Cześć skarbie. - zaczął uradowany piłkarz.
- Hej. - wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
- Kochanie, co się stało? - zapytał z troską, widząc ją w takim stanie, serce mu się krajało.
- Pokłóciłam się z ojcem. Powiedziałam mu o tobie  i nie zaakceptował naszego związku. - wyznała, szlochając.
- Skarbie, nie płacz. Nie mogę patrzeć jak cierpisz. Wszystko będzie dobrze. Niedługo do ciebie przyjadę i porozmawiam z twoim tato, a jak nie, to i tak z ciebie nie zrezygnuje. Jesteś wyjątkowa, niepowtarzalna, byłbym głupi gdybym o ciebie nie walczył. Jesteś moją iskierką do życia. - każde jego słowo płynęło prosto z serca.
- Brakuję mi ciebie. - wyjawiła szesnastolatka.
- Może już w weekend, będę mógł przyjechać. - oznajmił chłopak.
- Naprawdę? Już nie mogę się doczekać. - wycierała zapłakane oczy.
- Nie martw się już więcej. Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał. Bez wzgędu na wszystko. - oznajmił blondyn.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. W końcu moje życie nabrało barw. - ziewnęła brunetka.
- O widzę, że ktoś tu jest zmęczony. Kładź się do łóżka, a ja zadzwonię jutro. - posłał dziewczynie całusa.
Pożegnali się, a chwilę potem dziewczyna odłożyła laptopa na biurko. Po krótkiej kąpieli, Sylwia ubrana w piżamę, weszła pod kołdrę. Chwilę myślała nad tym co będzie dalej, następnie o dziwo całkiem szybko zasnęła...






Po zjedzonym w samotności śniadaniu, nastolatka zdecydowała się odwiedzić Dominika, który od rana miał być w pracy. Wczoraj w samolocie, prawie wcale nie rozmawiali. Chciała go za to koniecznie przeprosić. Kilka minut taryfą i była na miejscu. Znalazła się przed sklepem motoryzacyjnym. Zobaczywszy stojącego przy kasie bruneta, przekroczyła próg lokalu. Chłopak na widok dziewczyny, odruchowo się uśmiechnął, po czym podszedł do Sylwii i mocno ją przytulił. Niestety gorące przywitanie przerwał im wchodzący klient. 
- Felix? - zdziwiła się.
- Sylwia, a co ty tu robisz? - również był zaskoczony.
- Nie ważne. - rzuciła, ignorując obecność jej byłego. - Dominik jest tu jakaś łazienka? - spytała kierując wzrok na przyjaciela.
- Drugie drzwi po lewo. - wskazał dziewczynie drogę.
 Sylwia udała się do toalety, a Felix i Dominik zostali sami.
- Skąd znasz moją byłą. - postawił pytanie Meyer.
- Chyba nie po to tutaj przyszłeś. - zmienił temat Dominik. 
- Potrzebujesz jakiś części to motoru?
- W sumie chcę kupić nowy tłumik. - rozejrzał się po sklepie.
- Może coś z tych. - podszedł do niego, pokazując mu towar.
- To ona jest w końcu z tobą czy z tym blondasem? - zżerała go ciekawość.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiał. - rzucił lekko podirytowany brunet.
- Uważaj na nią. Zabawi się tobą i zostawi, tak jak to zrobiła ze mną.
- oznajmił klepiąc go po plecach.
- O czym ty w ogóle gadasz? Sylwia opowiadała mi o tobie, ale nie wiedziałem, że to ty. Jak mogłeś pozwolić odejść tak wspaniałej dziewczynie?
- Po prostu zabawiliśmy się i odeszła. To zwykła dziwka. - perfidnie kłamał.
- Przesadziłeś. - Dominik nie wytrzymał i z całej siły przywalił mu w twarz.
Felix już chciał mu oddać, ale przeszkodziła mu wracająca dziewczyna.
- A co tu się dzieje. Dominik, co ty mu zrobiłeś? - zapytała biegnąc w stronę poszkodowanego.
- Napadł na mnie. On jest jakiś psychiczny. - dodał Felix.
- Możesz mi to wytłumaczyć? - żądała wyjaśnień od Kellera.
Chłopak nic nie mówił, po prostu milczał. Nie chciał wchodzić w awantury.
- Myślałam, że jesteś inny, ale najwyraźniej się pomyliłam. - podała Felixowi chusteczki.
- Sylwia, nie marnujmy czasu na niego. - złapał dziewczynę za ramię.
Brunetka ze łzami w oczach, po raz ostatni litościwie spojrzała na Dominika. Po chwili wyszła na zewnątrz ze swoim byłym.
- Może odwieźć cię do domu? - troskliwie zapytał.
- Nie dzięki. Chyba się przejdę. - odparła smutnym głosem.
- Będziesz tłukła się przez całe miasto. Daj spokój.
- Nie pojadę nigdzie z tobą. Zrozumiałeś! Ja już ci nie ufam! - wrzasnęła do chłopaka.
- Jak sobie chcesz. Nie będę cię zmuszał. - wsiadł na motocykl i odjechał.
Sylwia koniecznie chciała się dowiedzieć, dlaczego Dominik zachował się w taki sposób. W tym celu udała się z powrotem do sklepu. Chłopak był nieco zdumiony jej widokiem. Zaprosił ją na zaplecze, gdzie stała kanapa. Usiedli obok siebie, po czym Sylwia zaczęła rozmowę.
- Jakoś mi się wierzyć nie chce, że to zrobiłeś. - wyznała patrząc w podłogę.
- Sprowokował mnie i tyle. - odpowiedział skruszony.
- Co on powiedział. Chcę znać prawdę. - dociekała.
- Obraził cię i nie wytrzymałem. - bronił się
- Dominik! -  nie dawała za wygraną.
- No dobra, nazwał cię dziwk... Chyba domyślasz się co powiedział.
- Co za sukinsyn. Jego chamstwo nie ma granic. - wyznała wściekła jak osa. - Gdybym o tym wiedziała, sama bym mu przywaliła. - zaczęła wymachiwać rękami.
- Nie denerwuj się. - przytulił dziewczynę.
- Teraz już widzę, że będziesz moim przyjacielem. - uśmiechnęła się.
- I obrońcą. - dodał szczerząc się...


***

Marco następnego dnia po przylocie, nie czekając dłużej udał się do kancelarii prawnej. Musiał podpisać kilka papierów, których przez wyjazd na zgrupowanie nie podpisał. Po spełnieniu wszystkich procedur blondyn wyszedł z budynku. Przy samym wejściu poczuł ogromny ból głowy. Oparł się o ścianę, powoli kucając. Złapał się za głowę, lecz jego dolegliwość nie ustępowała. Pojedyńcza łza spłynęła po jego rozpalonym policzku. Nagle zza pleców usłyszał czyjś głos.
- Proszę pana? Wszystko w porządku? - zapytała przypadkowa blondynka.
- Tak. Mogłaby pani otworzyć mi samochód. - podał jej kluczyki.
Kobieta spełniła prośbę, a piłkarz wsiadł do auta.
- Nie powinien pan prowadzić w takim stanie. - uświadomiła go.
- Nic mi nie jest. To był tylko chwilowy ból. Bardzo dziękuję pani. - powiedział, zapinając pas.
- Niech pan na siebie uważa. - ostrzegła blondyna i odeszła.
Piłkarz włączył silnik i po chwili znalazł się na trasie. Po krótkich pięciu minutach dojechał na miejsce, czyli do swojego apartamentu. 
Wpadł do kuchni, szukając leku na ból głowy. Usiadł na kanapie, popijając lekarstwo wodą. Na szczęście nie odczuwał już żadnych boleści. Cały dzień spędził w samotności przed telewizorem...


***

O godzinie trzeciej, brunetka wróciła do domu. Zanim otworzyła drzwi do mieszkania. Usłyszała donośne głosy, dobiegające z jej miejsca zamieszkania. Weszła do środka i ujrzała kłócących się rodziców.

- Mamo? Już wróciłaś. - powiesiła torbę na stojaku.
- Sylwuś, ale się za tobą stęskniłam! Córuś! - podbiegła stęskniona matka.
- Nareszcie jesteś. - przytuliła matulę. - Ale czy wy się znowu kłóciliście. - zapytała podejrzliwie, kiedy jej rodzicielka wyjechała, nastolatka w końcu mogła odpocząć od ich codziennych awantur.
- Kochanie, chodźmy na górę. Muszę z tobą porozmawiać. - odparła poważnym tonem.
- Mam się bać. - zaczęła nastolatka, wchodząc po schodach.
Weszły do pokoju brunetki, po czym usiadły na jej łóżku.
- A więc miałam wiele czasu do przemyśleń i zdecydowaliśmy razem z ojcem, że najlepszym rozwiązaniem będzie rozwód. Nie dogadujemy się już tak jak kiedyś. Tata bardzo się zmienił, a nasza miłość najwyraźniej wygasła. - mówiła, ściskając córkę za rękę.
- Ale jak to. Co teraz będzie. - łzy ciskały się do jej oczu.
- Wracamy do Polski córeczko. Załatwiłam ci już szkołę, mamy wynajęte mieszkanie. Zobaczysz, damy sobie radę. Musimy rozpocząć nowe życie, mam nadzieję lepsze.
Sylwia nie mogąc dłużej słuchać matki, trzasnęła drzwiami, a następnie wybiegła z domu...




Nie wyszedł mi zbytnio ten rozdział. Mam już plany co będzie dalej, ale nie mam pojęcia co pisać w najbliższych rozdziałach. Mam nadzieję, że znajdą się jakieś osoby, które przeczytają moje wypociny. Szkoła mnie dobija, już miałam kartkówkę, która nie wyszła mi idealnie. A na dodatek zapowiadają kolejne. Czuję się jakaś wypalona edukacyjnie. Jak ja tęsknię za wakacjami. Postaram się dalej pisać, czytać i komentować wasze opowiadania, ale nie zawsze może mi to wychodzić, dlatego wybaczcie. Dziękuję wam za wszystkie motywujące komentarze i liczę, że tym razem również wyrazicie swoją opinię. Pozdrawiam, Sylwia :*

PS. Wczorajszy mecz był niesamowity! Chłopaki pokazali na co ich stać.  Zarząd w tym roku dokonał trafnych transferów. Nic, tylko się cieszyć! <3